piątek, 28 września 2012

Trudna przeprawa przez Atlantyk: Philadelphia 76ers


       Philadelphia dość zaskakująco rozpoczeła ostatni sezon- wygrywając 20 z pierwszych 30 meczów. Sixers zaczęto brać pod uwagę jako potencjalnego kandydata do zwyciężenia Atlantic Division, a nawet nie odbierano im szans na zajęcie drugiego miejsca w Konferencji za Chicago. Jeszcze przed All-Star Game gracze z Wells Fargo Center zaczeli zdecydowanie spuszczać z tonu, by ostatecznie i dość szczęśliwie osunąć się na 8 pozycję w Konferencji Wschodniej tuż za New York Knicks. Szczęśliwie po pierwsze dlatego, że spadając z 7 pozycji unikneli starcia z późniejszymi mistrzami, Miami (zarazem bardzo nieszczęśliwie dla Knicks). A po drugie dlatego, że już w pierwszym meczu serii z Chicago kontuzja wykluczyła z dalszej gry Derricka Rose'a. Było to najmniej spektakularne pokonanie 1-ego seedu przez najniżej rozstawioną drużynę w Play-Offs. Na dalszym etapie rozgrywek zawodnicy z miasta 'Braterskiej Miłości' w 7-mio meczowym pojedynku musieli uznać wyższość Celtics.


Defensywa była głównym czynnikiem, który zadecydował o tak pozytywnie zaskakującym sezonie drużyny z Filadelfii. Ich świetny start to również jedna z lepszych ofensyw, która pozwalała Sixers utrzymać się w czołówce ligi, a zarazem sprawiała, że podopieczni Douga Collinsa stanowili jedną z najbardziej zbilansowanych drużyn. Knicks spotykali się z Philly trzykrotnie w ciągu sezonu 2011/12, z czego dwa razy z parkietu schodzili jako zwycięzcy. Ostatni pojedynek tych zespołów zakończył się trzy-punktową wygraną Nowojorczyków w Wells Fargo Center i w moim bardzo subiektywnym zdaniem był to jeden z najlepszych meczów Knicks z poprzedniego sezonu, który cechowała zacięta walka na parkiecie i świetna defensywa obu drużyn. Był to również jeden z niewielu znakomitych wystepów Stoudemire'a (21 PTS, 8/14 FG, 5/8 FT, 9 TRB, 2 AST, 1 BLK). 

W nadchodzących rozgrywkach raczej już nie zobaczymy twardej obrony z obu stron w pojedynku pomiędzy Knicks i Sixers. Głównym zagadnieniem przed każdym spotkaniem tych zespołów będzie, czy Tyson Chandler do spółki z Marcusem Cambym powstrzymają Andrew Bynuma, który w meczach z Nowojorczykami będzie miał bynajmniej niełatwą przeprawę. To będzie jeden z najbardziej wymagających frontcourtów dla Drew w nadchodzących rozgrywkach i stawia Knicks w korzystnym świetle z perspektywy match-upów. 

Wraz ze zmianą systemu gry dużo powinni zyskać skrywający swój potencjał Jrue Holiday oraz Evan Turner. O ile Collins wie na co może liczyć ze strony Bynuma pod względem czystej produkcji na parkiecie- to od dwójki wyżej wymienionych graczy oczekuje się zdecydowanego kroku do przodu. Po przemianie składu jakiej dokonano w okresie międzysezonowym już praktycznie nic nie stoi na przeszkodzie (poza nimi samymi) do prawidłowego rozwoju młodych zawodników, którzy w nadchodzących rozgrywkach mają się stać opcją 2 i 3 swojej drużyny.

ZMIANY KADROWE:

Z największym miastem stanu Pennsylvania z różnych przyczyn pożegnali się między innymi: lider Sixers i zarazem oparcie defensywy zespołu, Andre Iguodala; najlepszy strzelec, Lou Williams; drugi najlepszy defensor drużyny Elton Brand; snajper Jodie Meeks oraz młody silny skrzydłowy Nikola Vucevic. Wszystko to w dużej mierze po to, aby Sixers po raz pierwszy od odejścia Iversona mogli oprzeć swoją grę na go to guyu z prawdziwego zdarzenia i stać się drużyną mogącą poważnie zagrozić ofensywnie. Przyjście Andrew Bynuma nie stanowi wyłącznie komfortu dla trenera Collinsa, który nie tylko w trakcie pracy w Filadelfii, ale w przeciągu całej swojej nie miał okazji do współpracy z tej klasy środkowym- co oczywiście nie powinno stanowić problemu, a wręcz przeciwnie stać się dla niego atutem. Skupianie obrony przeciwników na powstrzymywaniu Bynuma powinno dać też więcej swobody pozostałym graczom w ofensywie- poza znamienną zmianą stylu gry, będzie to jeden z głównych czynników mogących przyczynić się do znaczącego progresu młodych zawodników Philly. 

Wymiana Iguodali oznacza też przesunięcie Turnera na pozycję niskiego skrzydłowego, na której notował najwyższy współczynnik efektywności, PER 14.3. Ponadto po zmianie klubów przez Iggy'ego i Williamsa piłka zdecydowanie częściej będzie znajdowała się w rękach Holidaya, który przy współpracy z Bynumem będzie mógł udowodnić swoją klasę jako rozgrywający. Jak do tej pory główną część ofensywy Jrue stanowiły gra w pick-and-rollu, teraz będzie musiał się nauczyć przede wszystkim dogrywać piłkę do ustawionego w post'cie Bynuma.

Jedną z dotkliwszych zmian w szeregach Sixers może okazać się odejście Lou Williamsa, który należał do czołówki najbardziej wydajnych rzucających obrońców. Williams z PER wynoszącym 20.2, został wyprzedzony w tej kategorii na swojej pozycji jedynie przez Wade'a, Bryanta i Hardena. Ponadto był on jedynym rezerwowym NBA, który przewodził swojej drużynie w średniej zdobyczy punktowej na mecz. Co więcej, najczęściej ze wszystkich zawodników dostawał się na linię rzutów osobistych. Sprowadzenie do Filadelfi posiadającego podobne wady, jakim była mała ilość podań, Nicka Younga raczej nie zrekompensuje straty jednego z najlepszych rezerwowych NBA. Young jest zdecydowanie mniej regularny i mało efektywny (zaledwie 9.9 PER w Clippers). Ponadto nie ma zdolności wymuszania fauli na przeciwniku jaką posiada Lou. 

Mający już najlepsze lata za sobą, Jason Richardson prawdopodobnie zagra w pierwszej piątce na 'dwójce' w miejsce przesuniętego na SF Turnera. J-Rich popełnia małą ilość strat i wciąż dobrze spisuje się w roli catch-and-shooter- przez co powinien być użyteczny w ataku Sixers. Jednak duży problem może stanowić jego szybkość, a w zasadzie jej brak- co zapewne negatywnie odbije się na obronie obwodu podopiecznych Collinsa. Pamiętajmy, że jego zmiennikiem będzie nie przykładający się do zadań w defensywie Young, który nie wykorzystuje swoich walorów fizycznych mogących się przydać po tej stronie parkietu. Tutaj też powraca brak Iguodali oraz Williamsa, który mimo wszystko potrafił kryć wysokich rozgrywających przeciwników (zamieniał się z Holidayem ). 

Dorell Wright (.360 3PT% w ostatnim sezonie) oraz wspominani Young (.365 3PT%) i Richardson (.368 3PT%) wydają się być solidnymi zastępcami Jodie Meeksa (.365 3PT%) jako główna broń strasząca rzutem za 3 punkty. Dodatkowo podwajanie Bynuma powinno im pomagać w znajdowaniu czystych pozycji do oddawania rzutów.

Jednym ze zmienników Bynuma na pozycji centra będzie jego samozwańczy 'nauczyciel'- Kwame Brown.

KLUCZOWY GRACZ:

Bezwątpienia jest nim Andre Bynum. To pod niego będzie ustawiony system Sixers jak i defensywa przeciwników. Bynum otrzyma w Filadelfii tego czego się domagał od kilku sezonów- stanie się opcją numer jeden zespołu i jeśli zechce, to również franchise playerem. Chociaż sytuacja samodzielnego lidera wcale nie musi być taka przyjemna- zapewne jak nigdy dotąd będzie musiał radzić sobie z podwojeniami i to tylko od niego będzie zależeć jak to wykorzysta. 

Po raz pierwszy znajdzie się w sytuacji gdzie nie będzie mógł użyć obecności na parkiecie Bryanta i Gasola, którzy skupiali dużą część defensywy przeciwników. Jak słusznie zauważył Tom Haberstroh z ESPN Bynum spędził 20% swego czasu gry bez wyżej wymienionej dwójki na parkiecie i jego produktywność utrzymała się na identycznym poziomie. Jednak był to czas gry przeciwko drugiemu unitowi rywali, a w nadchodzącym sezonie będzie musiał stawic czoła najlepszym obronćom przeciwników. Kluczem będzie podejmowanie szybkich decyzji w jego ulubionym post'cie (blisko 55% czasu ofensywy Bynuma)- '3 sekundy', o których zapewnie niejednokrotnie przypominał mu Jabbar, i rzut lub oddanie na obwód. 

Pytanie, czy Bynum pokaże, że potrafi to robić i czy będzie dostrzegał niekrytych kolegów z drużyny? Czy jego kontrowersyjny charakter i emocjonalne podejście znowu nie wezmą góry w krytycznym momencie? W perspektywie tak odpowiedzialnej roli 25 lat wcale nie musi być atutem.

NAJSŁABSZE OGNIWO W S5:

Najprawdopodobniej stanie się nim Jason Richardson, o ile zostanie powierzona mu rola startera na pozycji numer 2. J-Rich będzie realizował zadania podobne do tych jakie pełnił w Orlando, jednak przesunięcie go na 'dwójke' może dać mu dodatkowej przewagi nad przeciwnikami (duży wyskok przy rzucie + niżsi rywale). O ile Richardson nie przeszkadza w ataku to tak jak już wspominałem wcześniej może mieć duży problem z upilnowaniem szybkich rzucajacych obrońców. Ponadto wiek przemawia na jego niekorzyść, a ewentualną alternatywą pozostaje ryzykowny Nick Young.

ŁAWKA REZERWOWYCH:

W wyniku odejścia Williamsa głównym dostarczycielem energii i punktów z ławki powinien zostac wybuchowy Thaddeus Young, któremu z łatwością przychodzi dostawanie się pod obręcz. W ostatnich rozgrywkach Young pokazywał bardzo duży potencjał i niewykluczone, że w trakcie trwania sezonu wskoczy w miejsce Hawesa na pozycję numer 4, chociaż może mu brakować wzrostu do pełnienia tej roli. Dlatego też rola Turnera jako startera wcale nie jest taka nietykalna i jeśl w końcu nie zademonstruje swojego potencjału na 'trójce' to kto wie... 

Young jest stworzony do szybkich akcji w fast breaku i również przyzwoicie spisuje się w obronie. Jego mankamentem jest natomiast słaba walka na tablicach, która daje przewagę świetnie zbierającemu Turnerowi.

Nick Young tak jak wcześniej pisałem będzie odpowiedzialny przede wszystkim za dostarczanie punktów- w sumie to trudno czegokolwiek więcej oczekiwać od tego gracza.

Postawa Lavoya Allena była bardzo pozytywną niespodzianka w zeszłym sezonie. Allen to chyba jedyny zawodnik w drużynie z Wells Fargo Center, od którego można oczekiwać twardej i niesutepliwej walki pod obręczą. Przeznaczony głównie to zadań defensywnych, choć potrafiący też zagrozić rzutem z pół-dystansu- zreszta chyba jak większość graczy Philly. Podobnie jak Thaddeus Young nie należy do najlepiej zbierających, ale ten mankament w grze powinien zostać zakryty z powodzeniem przez pierwszoroczniaka Moultrie i Kwame Brown.

Ważnym elementem ławki rezerwowych zespołu Douga Collinsa będzie też wcześniej wspominany Dorell Wright. 

Najwidoczniej w Filadelfii mocno wierzą w umiejetności Holidaya- jego jedynym zmiennikiem z ławki będzie Royal Ivey, który przed rokiem w Oklahomie wcielił się głównie w rolę strzelca z dystansu. Oczywiście, jako rozgrywajacego bedziemy mogli oglądać też Turnera, ale czy to napewno wystarczy? Poza tym w składzie Sixers może zabraknąć zawodnia, którego specjalnością (podkreślam, specjalnością!) jest rozdawanie decydujących podań. Rotacja:

PG Jrue Holiday/Royal Ivey
SG Jason Richardson/Nick Young
SF Evan Turner/Thaddeus Young/Dorell Wright
PF Spencer Hawes/Lavoy Allen/Arnett Moultrie
C  Andrew Bynum/Kwame Brown

SILNE STRONY:

Sixers przede wszystkim mają ogromny potencjał w swoim młodym rosterze. Collins mając w składzie zawodnika klasy Bynuma i całą plejadę graczy potrafiących rzucić z półdystansu powinien uczynić z Sixers jeden z najgroźniejszych ofensywnie teamów. Z Bynumem w środku i z gotowymi do oddania rzutu Richardsonem, Holidayem, Turnerem, Hawesem, Wrightem, Youngiem mogą zapewnić sobie solidny spacing.

Sama obecność Bynuma w post'cie będzie sprawiać sporo problemów przeciwnikom nie posiadających odpowiednich zawodników do zatrzymania tego gracza. Drew stanie się opcją numer jeden i dopiero teraz będzie mógł w pełni zaprezentować swoje możliwości. Jeśli jego współpraca z Holidayem i resztą zawodników wejdzie na odpowiedni tor już w tym sezonie to Sixers mogą zajść naprawdę daleko.

SŁABE PUNKTY I WĄTPLIWOŚCI:

Chyba za dużo w tym wszystkim 'jeśli' i wszelkiego rodzaju założeń- bo tak naprawdę ciężko czegokolwiek oczekiwać od poszczególnych graczy, a jeszcze trudniej przewidzieć grę całego zespołu w najlbliższych rozgrywkach. Kompletnie nowy styl gry; nowe role dla dotychczasowych graczy i większe wymagania w ich kierunku; nowy lider, który tak naprawdę jeszcze nigdy wcześniej nie był liderem. Szanse Sixers będą w dużej mierze spoczywać w rękach dwójki młodych zawodników, którzy nie spełnili jak do tej pory pokładanych w nich nadzieji. Evan Turner jest zdecydowanie bardziej uzdolnionym graczem od Landry Fieldsa, potrafiącym pokierować grą zespołu, ale statystycznie jeszcze nie przeskoczył poziomu Landry'ego. Nawet występując na swojej ulubionej pozycji małego skrzydłowego jego rywale notowali wyższy współczynnik PER- podobnie rzecz się ma z Jrue na jedynce. Holiday musi zacząć grać odważniej- przede wszystkim nie bać się rzucać za 3 i starać się agresywnie atakować obręcz przeciwników, bo przecież ma do tego warunki, a takich zawodników brakuje w drużynie Sixers. Bynum może okazać się jedynym graczem Philly dostającym się na linie rzutów wolnych. Rok temu zostali drużyną najrzadziej wykonującą rzuty osobiste z całej ligi, a odejście przewodzącego w tej kategorii Williamsa nie pomoże poprawić tego wyniku.

Brak Iguoadali i Branda z pewnością negatywnie wpłynie na defensywę Filadelfii. Bez specjalistów od zadań defensywnych może okazać się największą bolączką Collinsa, szczególnie w przypadku gdy zawodzić będą niepewni Holiday i Turner. Tak jak Sixers brakować może zawodników potrafiących zaatakować obręcz przeciwnika, tak samo może zabraknąć obrońców własnej obręczy. Bynum i Hawes, choć potrafią zablokować rzut, to do najtwardszych graczy nie należą i przeciwnicy mogą starać się to wykorzystać. Sprawy nie będzie ułatwiać wystawianie na obwodzie Richardsona, lub Nicka Younga.

Poza tym w Sixers może zabraknąć doświadczenia. Co prawda Bynum grał w finałach i zdobył mistrzowski pierścien, ale jak już wspominałem kilkukrotnie- jeszcze nie pełnił nigdy roli lidera. I nie chdozi tutaj jedynie o osiągi na parkiecie, o które bym sie nie martwił, ale o jego głos w szatni i zdolność motywowania zawodników. Takich umiejętności nabywa się z czasem i jest to swego rodzaju proces. Obok Bynuma jedynymi graczami z solidnym stażem pozostają Richardson i Brown, z czego ten drugi do najlepszych przykładów do naśladowania nie należy.

Philadelphia może potrzebować tego sezonu do przyzwyczajenia się do nowego stylu, wzajemnego poznania się graczy, wkroczenia młodych zawodników na kolejny poziom, sprawdzenia się w roli lidera swojego najlepszego zawodnika. Oczywiście Sixers mogą to wszystko osiągnąć w trakcie trwania rozgrywek, a nawet jeszcze przed ich rozpoczęciem. Jeśli im się tego dokonają to będą się liczyć w walce o najwyższe cele nie tylko w tym sezonie, ale przez kilka najbliższych lat. Jednak jeżeli Turner i Holiday będą grać jak do tej pory, to staną się ligowymi średniakami, a Bynum w przyszłym sezonie zacznie rozważać oferty innych drużyn.

Przewidywany bilans: 45-37

sobota, 22 września 2012

Trudna przeprawa przez Atlantyk: Boston Celtics

       
       Rywalizację pomiędzy Knicks a Celtics bez dwóch zdań można określić mianem wyjątkowej. Nie jest może ona oznaczona pamiętnymi pojedynkami w Play-Offs jak te z Heat, czy Bulls- chociaż wyjście Knicks z dwumeczowego deficytu w pierwszej rundzie Play-Offs 1990 trudno nie zaliczyć do klasyki gatunku. Ma ona bardziej podłoże rywalizacji regionalnej i nie dotyczy jedynie koszykówki. 


Z jednej strony mniejszy i pozostający nieco w cieniu Boston- wspierany przez mieszkańców wszystkich stanów Nowej Anglii, którzy słyną ze swojej sportowej zagorzałości. Z drugiej strony ogromny, lubiący blask i szum wokół siebie Nowy Jork. Pomiędzy nimi rozdarty gdzieś na pół stan Connecticut. W baseballu od ponad stu lat współzawodniczą ze sobą Yankees i Red Sox, a w futbolu amerkyańskim Patriots z Jets. O ile w baseballu Yankees deklasują Red Sox, to Pats mają zdecydowanie lepsze osiągnięcia od Jets w NFL. Knicks i Celtics są w NBA od początku jej istnienia i jak wiemy to pochodzący z mniej koszykarskiego miasta, Celtics zostawili Nowojrczyków daleko w tyle i stali się najbardziej utytułowaną organizacją w historii ligi. 

W ostatnich latach to również C's byli lepszą drużyną i raz za razem dawali lekcje koszykarzom z MSG. Dołączenie do składu Stoudemire'a i Anthony'ego nie zmieniło wiele i w sezonie 2010/11 Nowojorczycy przegrali wszystkie 8 spotkań z Celtics (z czego 4 w Play-Offs), a do regularnych występów w roli kata przyzwyczaił nas Paul Pierce. Ostatnie rozgrywki Knicks rozpoczeli od zwycięstwa w MSG właśnie z Bostonem i wydawało się, że w końcu mają realne szansę na przejęcie prymu w Atlantic Division. Drużyna z Bean-Town jednak nie zestarzała się tak jak źlewróżące im osoby tego oczekiwały- wygrała dwa kolejne mecze z Knicks w TD Garden, co więcej zajeła pierwsze miejsce w dywizji i poległa dopiero w finale konferencji w siedmio-meczowej rywalizacji z Heat. Ku pokrzepieniu serc fanów Nowojorskiej drużyny to Knicks zwyciężyli ostatni pojedynek między dwoma zespołami (głównie dzięki 'deszczowi trójek', który padał tego dnia z rąk J.R. Smitha i Steve'a Novaka) i zarazem wyrównali serię z sezonu regularnego. Celtics pozostaną faworytami w bezpośrednich starciach z Knicks w nadchodzącym sezonie, lecz ostatnie pojedynki pokazały że różnica dzieląca drużyny dużo się zmniejszyła. Co najdziwniejsze, to teraz Knicks wydają się mieć starszy personel...

ZMIANY KADROWE:

Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem ruchów kadrowych wykonanych przez Danny'ego Ainge'a, który przez ostatnie dwa sezony był krytykowany za jawne próby dokonania transakcji uwzględniających Ray Allena, lub Rajona Rondo. O ile samego ujawanienia plotek transferowych nie da się pochwalić, to próby rozdzielenia skonfliktowanych ze sobą graczy trzeba uznać za jak najbardziej słuszne. Ainge, pomimo tego że był kiedyś zawodnikiem, to myśli jak GM i nie baczy na sentymenty i przywiązania, a robi to co jest najlepsze w danym momencie dla drużyny. 

Sam Ray Allen wyświadczył przysługę drużynie z Massachusetts- po pierwsze nie muszą pozbywać się relatywnie młodego, czołowego rozgrywającego ligi, którego relacje z Allenem nie należały do najlepszych; po drugie Doc z czystym sumieniem będzie mógł wystawiać lepiej spisującego się w pierwszej piątce od 'Sugar Raya', Bradleya- gdy ten wróci do zdrowia; po trzecie, zyskali jednego z najlepszych instant scorerów w lidze, który doskonale czuje się w roli rezerwowego i dostarcza mnóstwo energii z ławki jakiej brakowało C's w ostatnich sezonach; po czwarte, brak niesnasek personalnych w drużynie wpłynie poztywnie na chemię i zrewitalizuje idee Ubuntu. Jedynym minusem odejścia Allena jest to, że na swoją następna przystań wybrał największego rywala, Miami Heat. Jego umiejętności strzeleckie przydadzą się tam jak nigdzie indziej i mogą okazać się zabójcze w pojedynkach z byłymi kolegami z zespołu.

Courtney Lee wydaje się być idealnym uzupełnieniem do systemu Doca Riversa. Jest solidnym defensorem (choć Synergy wcale nie dostrzega jego walorów w grze obronnej) ze znakomitym rzutem za 3 punkty- jego skuteczność z gry w tym elemencie w ostatnim sezonie wynosiła ponad 40%. Lee jest money w trójkach z narożnika- w poprzednich rozgrywkach w sytuacjach spot-up trafił 39 z 80 oddanych rzutów z tej części parkietu, co więcej w transition z rogów trafił 10 na 14 prób. Lee jest typowym spot-up shooterem (35,5% akcji w ataku), który nie szuka pozycji do rzutu poprzez uwalnianie się po zasłonach (7,5% jego ofensywy) i w tej dziedzinie nie ma co nawet porównywać go do Allena (35,7% ofensywy). Jest to jeden z elementów, którego brak może wpłynąć negatywnie na grę w ataku Celtics. Allen swoim ciągłym przemieszczaniem się i szukaniem zasłon powodował zamieszanie w szeregach obronnych przeciwników- Lee jest natomiast graczem, który porusza się wzdłuż linii za 3 i tam wyszukuje sobie dogodnych pozycji do oddania rzutu. 

Pamietajmy jednak, że Celtics w poprzednim sezonie spisywali się o wiele lepiej bez Allena w pierwszej piątce. Wprawdzie muszą poczekać na powrót rewelacji ostatnich rozgrywek, Avery Bradleya, ale póki co mogą liczyć na zapewniających spacing Lee i Jasona Terry'ego. Do tego Jeff Green, który spisuje się lepiej na pozycji niskiego skrzydłowego, powinien dostarczyć odpowiednią ilość czasu gry, tak aby Paul Pierce mógł odpocząć. Nie zapominajmy też o dwóch solidnych pickach w ostatnim drafcie. Wspólna gra i treningi z Kevinem Garnettem mogą stać się cennym doświadczeniem dla Jareda Sullingera i Fab Melo. Etyka pracy i serce do gry KG powinna wpłynąć pozytywnie na rozwój dwóch młodych wysokich graczy (Greg Stiemsma coś o tym wie). Dołączenie do składu Darko Milicica nie tylko doda wzrostu Celtics, ale również wspomoże ochronę własnej obręczy pod nieobecność Garnetta na parkiecie. 

Boston Celtics, pomimo odejścia Raya Allena, wydają się mieć mocniejszy i głębszy skład niż przed rokiem. Do tego Garnett i Pierce, swoimi występami w ostatnim sezonie udowodnili, że obawy dotyczące ich metryk są bezpodstawne. Trudno się nie zgodzić się z Austinem Riversem, który uważa że na obecną chwile Celtics są jedyną drużyną na Wschodzie będącą w stanie zagrozić Miami Heat w rywalizacji do 4 zwycięstw.

KLUCZOWY GRACZ:

'Wielkiej Trójki' nie ma już w Bostonie. Chociaż Kevin Garnett i Paul Pierce wciąż nie spuszczają z tonu to jak nigdy wcześniej Celtics sprawiają wrażenie drużyny Rajona Rondo. Pierce jest wciąż kapitanem i grającą legendą C's; Garnett jest ich sercem, duchem walki i charakterem, jednak to Rondo ma największy wpływ na czysto koszykarską stronę zespołu. Pomimo tak znaczącej roli, trudno wyobrazić sobie Rajona w roli samodzielnego lidera drużyny odnoszącej sukcesy w fazie posezonowej- niezbędny jest mu akompaniament graczy pokroju Garnetta i Pierce'a. Mr Triple Double naszych czasów zaliczył w ostatnim sezonie wiele niesamowitych występów, w rozpoczynających się już wkrótce rozgrywkach musi udowodnić, że stać go na regularną grę na najwyższym poziomie oraz ograniczyć ilość ryzykowanych zagrań.  

NAJSŁABSZE OGNIWO W S5:

Pod nieobecność Bradleya wydaje się nim być Courtney Lee, pomimo tego że ma papiery na świetny dodatek do składu Riversa. Celtics muszą zmaksymalizować u tego zawodnika ilość oddawanych rzutów za 3 punkty z rogów parkietu, chociaż z innych miejsc w sytuacjach spot-up też rzuca na bardzo dobrej 38% skuteczności. Nie wiadomo jak odnajdzie się w nowym środowisku- w Houston mógł liczyć na częste podania na obwód od Luisa Scoli i Samuela Dalemberta. Na tego typu zagrania nie ma co liczyć ze strony Brandona Bassa, chociaż KG powinien wynagrodzić z nawiązką ilość otrzymywanych podań z wewnątrz. Kluczem będzie współpraca z Rondo, który nie ma problemów ze znajdywaniem partnerów będących na pozycjach dogodnych do oddania rzutu. 

Po powrocie Bradleya na pewno polepszy się defensywa pierwszej piątki Celtics, ale rzut za 3 punkty przestanie być ich bronią. Brandon Bass, który nie należy do najlepszych defensorów, może wypadać najmniej korzystnie w defensywnej formacji. Co ciekawe rzut z pół-dystansu, który jest najmocniejszą bronią Bassa, nie należy do najsilniejszych elementów gry Courtneya Lee.

ŁAWKA REZERWOWYCH:

Zdecydowanie jej najważniejszym elementem będzie Jason Terry, który powinien wprowadzać wiele ożywienia w grę ofensywną Celtics. O ile brak Ray Allena biegającego po zasłonach zapewne będzie odczuwalny dla ofensywy drużyny Doca Riversa, to umiejętność gry po koźle i możliwość kreowania akcji w ataku 'Jeta' powinna przynajmniej wynagrodzić stratę Allena. Będzie to kolejny atrybut C's jakiego nie posiadali w zeszłym sezonie, który może ich poddźwignąć z 24 miejsca w ofensywnej wydajności. Niezapominajmy, że główną bronią Terry'ego jest groźny rzut z dystansu. Do tego dochodzą wcześniej wspominani Lee, Green oraz młody Sullinger, który zdecydowanie lepiej  prezentuje się po atakującej stronie. Celtics stracili jednego gracza, ale postarali się wypełnić jego brak nie jednym, a kilkoma zawodnikami, dzięki czemu ich ławka prezentuje się zdecydowanie lepiej. Rotacja:

PG Rajon Rondo/Jason Terry (combo)
SG Avery Bradley/Courtney Lee/Jamar Smith/Dionte Christmas
SF Paul Pierce/Jeff Green/Kris Joseph
PF Brandon Bass/Jared Sullinger/Chris Wilcox
C Kevin Garnett/Fab Melo/Darko Milicic/Jason Collins 

SILNE STRONY:

Najsilniejszą stroną Celtcis wydaje się być ich zespołowość, jedność, serce do gry oraz wola walki. Oczywiście wielka w tym zasługa Kevina Garnetta i za każdym razem kiedy myślę o Celtics sprzed sezonu, czy dwóch na myśl przychodzą mi słowa Rudy'ego Tomjanovicha 'Don't ever underestimate the heart of a champion'. Ten zwrot jest dobrze znany i powszechnie stosowany w odniesieniu do drużyn broniących tytułu. Jak wiemy Boston nie bronił tytuł rok temu, ale od 2008 roku- pomimo nie zmieniającego się trzonu składu- zawsze się liczą w walce o mistrzostwo. Rok temu starano ich sie przekreślić z racji na wiek, dochodząc do finałów konferencji zadali kłam tym przypuszczeniom. W tym roku nikt nawet nie próbuje lekceważyć ich szans. Oczywiście wielka w tym też zasługa znakomitego Doca Riversa, który wie jak zyskać poparcie u swoich graczy i potrafi ich zjednoczyć wokół siebie- jest nieodłącznym elementem zespołu. Rondo natomiast wie jak włączać zawodników do gry na parkiecie, angażować ich w ofensywę. Avery Bradley, właśnie w dużej mierze dzięki Rajonowi, stał się przydatny w ataku Celtics, który dzięki swojej niesamowitej wizji parkietu umiejętnie wykorzystywał ściecia młodszego kolegi pod kosz. 

Z takim nastawieniem, dedykacją i liderem defensywnych w postaci Kevina Garnetta trudno nie wymienić formacji obronnej jako najsilniejszej strony tego zespołu. Startując z Lee w pierwszym składzie Rivers będzie miał do dyspozycji jedną z najlepszych defensyw ligi, a po powrocie Bradleya aż strach pomyśleć co będzie się działo. Pamiętajmy, że to defensywa poprowadziła Celtics, aż do 7 meczu finałów konferencji, a w tym roku wydaje sie być jeszcze bardziej solidną.

SŁABE PUNKTY I WĄTPLIWOŚCI:

Przede wszystkim nie wiadomo jak długo na parkiecie będzie mógł pozostawać Kevin Garnett. Ze względu na oszczędzanie tego niezbędnego gracza przed Play-Offs, jego czas gry może być ograniczony do niespełna 30 minut na mecz. Do tego KG ma trzyletni kontrakt i zbyt duża eksploatacja jego kolan może przeszkodzić w jego pełnym zrealizowaniu. Paul Pierce nie jest też pierwszej młodości i trud sezonu może również wpłynąć na jego zdolność zdobywania punktów, ale jak wcześniej pisałem Celtics są chyba ostatnim zespołem, który powinniśmy rozliczać z perspektywy metryk zawodników.

Niewiadomo w jakiej dyspozycji po kontuzji powróci Bradley, chociaż odzyskanie głównych walorów swojej gry przez tego gracza nie powinno pochłonąć zbyt wiele czasu. Większym znakiem zapytania jest postawa Jeffa Greena, od którego będzie się oczekiwać dość istotnej roli w postaci zmiennika Pierce'a i czasami Bassa. Green jeszcze przed problemami z sercem miał spory problem z zaadaptowaniem sie do systemu Celtics- jednak wspólny obóz przygotowawczy powinien wpłynąć pozytywnie na wgranie się tego zawodnika do zespołu.
Poza pierwszą piątką (wliczając kontuzjowanego Bradleya) reszta zawodników nie dzieliła przyjemności wspólnej gry. Rivers będzie potrzebował troche czasu, aby poukładać wszystkie puzzle i na początku sezonu możliwe, że Boston będzie potrzebował trochę dłuższego pasa startowego do złapania rozpędu.

W bezpośrednim pojedynku z Celtics jestem przekonany, że Knicks jest stać na wyrwanie przynajmniej dwóch zwycięstw w sezonie regularnym. Knicks z Chandlerem i Woodsonem mogą mieć porównywalnie dobrą defensywę, a po drugiej stronie parkietu wydają się mieć więcej opcji. Felton i Kidd na pewno nie są w stanie powstrzymać Rondo, lecz robią dużą różnicę na tej pozycji pod względem defensywnym w porównaniu z zeszłym sezonem. Jeśli Nowojorczycy wypełnią oczekiwania potrzebne do osiąnięcia w większej części swojego potencjału, to myśle że mają spore szanse na pokonanie Celtics w serii Play-Offs, ale do tego może być potrzebna przewaga własnego parkietu. 

Przewidywany bilans: 54-28

Profil Dishin' & Swishin' na Facebooku

wtorek, 18 września 2012

Trudna przeprawa przez Atlantyk: Brooklyn Nets


       W sezonie 2012/13 Atlantic Division będzie prawdopodobnie najsilniejszą dywizją w całej NBA. W jej skład wchodzą New York Knicks, Boston Celtics, Brooklyn Nets, Toronto Raptors i Philadelphia 76ers. Cztery z tych drużyn są wymieniane w gronie pewnych kandydatów do wystepów w Play-Offs, a nawet Raptors nie są całkowicie pozbawieni szans na załapanie się do pierwszej ósemki wschodu. Częste potyczki Knicks z coraz bardziej wymagającymi rywalami znad Atlantyku to nie tylko trudniejsza przeprawa przez sezon regularny, ale też więcej interesujących i zaciętych pojedynków. W "Trudnej przeprawie przez Atlantyk" podejmę się krótkiego przybliżenia profilów drużyn z wymienionej dywizji oraz postaram się ustosunkować je w rywalizacji z Knicks.

Przeprowadzka Nets na Brooklyn w pewnym stopniu stała się przyczyną wywołania swego rodzaju niepokoju u fanów Knicks. Drużyna z Madison Square Garden przestała być jedynym reprezentantem 'Wielkiego Jabłka'. Do tego nowa hala, nowe logo, świeży wizerunek, świetna kampania reklamowa i ogromne zaplecze finansowe dające ogromne pole do popisu w walce o wolnych agentów- trzeba pamiętać że to ulubiona, choć niekoniecznie oznaczona sukcesami, kategoria menedżmentu Knicks. Niby jest wiele powodów do obaw, ale czy tak naprawdę one zagrażają w jakikolwiek sposób Knicks? 

Jeśli dojdzie do odpływu fanów, to przede wszystkim będą to fani, którzy ulegli wpływowi umiejętnie zaplanowej strategii reklamowej. Ponadto walka o rząd dusz w Nowym Jorku odbywa się przede wszystkim na szczeblu lokalnym- bo czy dla obywateli Knicks' Nation mieszkających po drugiej stronie globu pojawienie się nowej drużyny w mieście (w którym zakładając nawet nigdy nie byli) mogłoby mieć jakikolwiek racjonalny wpływ na nagłą zmianę ulubionego teamu?

Oczywiście na drugą stronę Mostu Brooklynskiego mogli przejść kibice pokroju Briana Koppelmana, którzy mieli dość rządów James Dolana, a odejście Jeremy'ego Lina przelało czarę goryczy. Tylko czy Prokhorov naprawdę sprawia wrażenie rozsądnego właściciela podejmującego przemyślane i wyważone decyzje? Póki co widzę w nim przede wszystkim rosyjskiego oligarchę, szastającego kasą na lewo i prawo, pozbywającego się wartościowych wyborów w drafcie i przyszłościowych graczy w celu zbudowania zwycięskiej drużyny w najszybszym możliwie tempie. Wszystko to wygląda na listę grzechów popełnionych przez organizację Knicks w ostatnich kilkunastu latach. 

W świecie koszykówki Nets wciąż jednak utrzymują wizerunek tej rozsądniejszej drużyny z "Wielkiego Jabłka"- nawet połknięcie "kontraktu nie do połknięcia" Joe Johnsona uwieńczono mianem stworzenia najlepszego backcourtu w lidze. Prokhorov nie szczędzi pieniędzy nie tylko na kontrakty, ale również na PR i marketing z najwyższej półki. Dlatego też Nets dają się lubić, co więcej Nets ciężko jest nie lubić- sam coś o tym wiem i w moich odczuciach w kierunku Nets jest więcej sympatii niż niechęci. Może to dlatego, że przenosiny na Brooklyn wpłyną nie tylko dobrze na organizację Nets, ale sprawią też że sama NBA stanie się o wiele ciekawsza. Nawet dla Knicks pojawienie się nowej drużyny w mieście powinno dodatkowo motywować menedżment i zawodników. Nowa konkurencja na rynku zazwyczaj wpływa mobilizująco i poprawia jakość pozostałych produktów z korzyścią dla konsumenta (obniżka cen jest w tym przypadku nieadekwatna, chociaż Nets zapowiedzieli dużą ilość tanich miejsc na trybunach). Knicks, żeby nie stracić publiki we własnym mieście, muszą poprawić sportowe osiągnięcia i przeskakiwać za każdym razem wysoko zawieszaną poprzeczkę przez Nets. Czas jazdy 'na luzie' z górki się skończył dla ekipy Dolana, najwyższa pora, aby wrzucić pierwszy bieg i przyśpieszyć (pośpiech to chyba jednak nieodpowiednie słowo :). Nets poprzez swoją kampanię reklamową często wymierzone w Knicks, pokazują że zdają sobie sprawę, żę w boju o Nowy Jorku tak naprawdę nic nie mogą stracić, a jedynie zyskać.

ZMIANY MIĘDZYSEZONOWE

Nets przegrali walkę o Howarda, ale udało im się dodać do swojego rosteru innego gracza kalibru All-Star, Joe Johnsona. W głównej mierze to pozyskanie własnie tego gracza sprawiło, że Nets zaczęto wymieniać w gronie kandydatów do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce wschodu. Paradoksalnie Johnson jest uważany za jednego z najbardziej przepłaconych graczy ligi, a jednocześnie oczekuje się, że jego pojawienie się w zespole będzie miało decydujący wpływ na odniesienie blisko dwukrotnie lepszego procentu zwycięstw (Nets w poprzednim sezonie mieli 33% zwycięstw). Johnson jest zawodnikiem, który aby zaprezentować potencjał potrzebuje piłki w swoich dłoniach i słynie głównie z gry w izolacjach (w poprzednim sezonie ponad 23% jego ofensywy stanowiła gra jeden na jeden). Tak naprawdę różnica jaką będzie robił Johnson dla Nets w nadchodzących rozgrywkach, jest tą jaka dzieli go i MarShona Brooksa oraz energie i punkty jakich Brooks będzie dostarczał z ławki. W poprzednim sezonie akcje w izolacjach Brooksa (blisko 26%) stanowiły jeszcze większą część ofensywy niż u Johnsona. Obaj rzucający obrońcy zdobywali podobną ilość punktów na próbę w grze jeden na jeden- Johnson 0.89 punktu, Brooks 0.87 punktu i znajdowali się pierwszej pięćdziesiątce ligi pod tym względem. Jednak we wszystkich akcjach ofensywnych to Johnson może się pochwalić zdecydowanie lepszą efektywnością- 0.96 punktu na posiadanie przy 0.86 punktu Brooksa. Skuteczność rzutów z gry .454 Johnsona jest również wyższa od prezentowanej przez MarShona- .428 FG%. Oczywiście poza statystykami w ofensywie, Johnson to inna klasa zawodnika i o wiele lepszy gracz w obronie od Brooksa. Ponadto potrafiący w ataku skupić większą uwagę obrońców, przez co też powinien odciążyć i ułatwić grę Deronowi Williamsowi. Tylko czy ta różnica w statystykach i klasie zawodników oraz w posiadanie Brooksa na ławce są w stanie w tak znacznym stopniu poprawić bilans Nets?

Z jednej strony wprowadzanie z ławki Brooksa powinno stanowić atut dla trenera Avery'ego Johnsona. Młody rzucający obrońca pokazał w poprzednim sezonie, że wie jak zdobywać punkty i w nadchodzących rozgrywkach zapewne niejednokrotnie odegra rolę ex-factora z ławki. Z drugiej strony oznacza to jednak mniej minut dla MarShona i spowolnienie rozwoju obięcującego talentu. Chociaż i w tym przypadku można optymistycznie doszukiwać się tego jakim to mentorem może okazać się dla niego Joe Johnson i jak wiele może się od niego nauczyć. Sam Brooks przyznaje, że będzie szukał szansy załapania większej ilości minut, gdy Avery Johnson będzie grał small-ballem z ustawianiem Johnsona na pozycji numer 3. Brooks pogodzony z rolą zmiennika supergwiazdy i ograniczoną ilością minut gry może też mieć problem z otrzymywaniem wystarczającej ilości piłek od rozgrywającego drugiego unitu C.J. Watsona, który należy do typu jedynek- 'najpierw rzutu, a dopiero później podanie'.

MarShon Brooks i Joe Johnson jeszcze po przeciwnych stronach

PLUSY

Nowa widownia- Jak najbardziej nowi/brooklynscy Nets to nie tylko Joe Johnson, ale też niesamowicie zapowiadająca się atmosfera w Barclays Center, głęboka ławka i prawdopodobnie zdrowy Brook Lopez. Nets w poprzednim sezonie byli jedyną drużyną w lidze pozbawioną przewagi grania we własnej hali- jako jedyni w NBA odnieśli więcej zwycięstw na wyjeździe niż przed publicznością w Newark, którą ciężko nazwać własną. Przeprowadzka na Brooklyn to nie tylko nowa hala, ale też nowi fani, którzy zdecydowanie zapewnią lepszą atmosferę od tej w Prudential Center, a cały 'buzz' wokół drużyny tylko jej sprzyja. Jedyne czego mogą się obawiać to zapełnienie większej części trybun przez fanów Knicks w meczu otwarcia. 

Backcourt- bezwzględu na kontrakt Johnsona, Brooklyn dysponuje jednym z najlepszych duetów na pozycji 1 i 2 w lidze. Johnson już ma za sobą grę z podobnej klasy rozgrywającym. Jego rok wspólnej gry z Nashem przyczynił do osiagnięcia 62 zwycięstw przez Phoenix. Sposób rozgrywania piłki przez Williamsa zdecydowanie różni się od tego prezentowanego przez Nasha, jednak to wciąż elitarny rozgrywający NBA, którego współpraca z Johnsonem powinna przynieść korzyści dla obu zawodników. Bez zdrowego Shumperta Knicks mogą mieć spore problemy z powstrzymaniem szarż super-duetu na obwodzie. W poprzednim sezonie w dwóch meczach przeciwko Knicks Williams rzucił odpowiednio 21 i 38 punktów, przy 41% skuteczności z gry, lecz w obu meczach dostał się aż 16 razy na linię rzutów osobistych. Joe Johnson też dwa razy stawial czoła Knicks i uzbierał w nich 28 i 22 oczka, przy 55% skuteczności i 10 rzutach osobistych.

Głęboki roster- Avery Johnson w nadchodzącym sezonie, mimo pozbycia się trzech Williamsów, będzie miał o wiele bardziej interesującą ławkę rezerwowych. Do kluczowych zmienników oprócz Brooksa i Watsona, powinni należeć Teletovic, Evans i Blatche. Andray miał nieudany ostatni sezon, jednak już wcześniej pokazywał że stać go na wiele więcej- jeszcze dwa sezony temu miał PER na poziomie 17. W Nets otrzymał szansę, której nie powinien zmarnować, choć największym problemem może budzący wiele wątpliwości charakter. Ciekawym dodatkiem do drużyny jest Teletovic, który będzie pełnił rolę stretch four i może stać się doskonałym uzupełnieniem Krisa Humphriesa. Prawdopodbnie możemy oczekiwać częstych zagrań pick & pop Bośniaka z Williamsem- D-Will stosował podobnego typu zagrywki za czasów wspólnej gry z Boozerem w Utah. Teletovic swoją grą na obwodzie mógłby robić dużo miejsca pod koszem dla Lopeza, jednak wątpliwe umiejętności walki na tablicach ograniczą wspólny czas gry obu panów. Jak łatwo przewidzieć, głównym zadaniem Reggiego Evansa będzie skakanie do zbiórek, gdy odpoczywać będą Humphries i Wallace. Poniżej rotacja Nets:

C: Brook Lopez/Andray Blatche 
PF: Kris Humphries/Mirza Teletovic/Reggie Evans
SF: Gerald Wallace/Josh Childress/Tornike Shengelia
SG: Joe Johnson/MarShon Brooks/Keith Bogans 
PG: Deron Williams/C.J. Watson 

MINUSY

Defensywa- Według SCHOENE- ESPNowskiej maszyny pozwalającej na podróże w czasie- Nets w nadchodzącym sezonie mają pozwolić rywalom na 47% skuteczność rzutów z gry. Jak łatwo się domyślić jest to głównie zasługa słabo zapowiadającej się ochrony dostępu pod własną obręcz. Brook Lopez może i będzie zdrowy w przyszłym sezonie oraz odnotuje średnio półtora bloku na mecz, lecz trudno oczekiwać od niego znaczącej poprawy gry w obronie. Ponadto, Gerald Wallace i Deron Williams spuścili znacząco z tonu w grze defensywnej w ostatnim sezonie. Jednak świeże środowisko i nowe wzmocnienia zespołu powinny wpłynąć pozytywnie na zaangażowanie w obronę obu zawodników.

Pozycja środkowego- Lopez może siać postrach pod koszem przeciwników, ale będzie miał duże problemy w starciach z takimi defensorami jak Chandler i Camby. 

Potrzeba ogrania- Nets pomimo tych wszystkich szybkich zmian nie przyśpieszą procesu wzajemnego poznawania się zawodników i ich stylu gry. W składzie drużyny z Brooklynu jest zaledwie trzech graczy, którzy grali pod okiem Avery Johnsona pod koniec sezonu 2010/11. Sam trener przyznaje, że nie widzi swojego zespołu w przyszłych rozgrywkach jako kandydata do walki o mistrzostwo. Natomiast dla Shaquile'a O'Neala wciąż Knicks są lepszym teamem w Nowym Jorku, zresztą jak 58% z ponad 50 tysięcy głosujących w ankiecie przeprowadzonej przez ESPN. Powołując się na słowa byłego GM'a Knicks, Donniego Walsha- 'zapowiada się niesamowita rywalizacja'.

Przewidywany bilans: 47-35

Dishin & Swishin na Facebooku

poniedziałek, 10 września 2012

Jeszcze jeden rzut oka na poprzedni sezon Knicks- część negatywna



       Czas na przypomnienie wydarzeń z poprzedniego sezonu, o których fani Knicks woleliby zapomnieć:

1) NAJDŁUŻSZA PASSA PORAŻEK W PLAY-OFFS

Przegrana Knicks na własnym parkiecie z Miami w trzecim meczu w Play-Offs, nie tylko kompletnie przekreśliła jakiekolwiek szanse Nowojorczyków na powodzenie w tej serii, ale również okazała się być 13 porażką Nowojoczyków z rzędu w rozgrywkach posezonowych. Posiadaczem niechlubnego rekordu 12 przegranych z rzędu w Play-Offs do tego momentu byli Memphis Grizzlis, którym dokonanie tego wyczynu zajeło zaledwie 3 sezony (2004-06). Knicks potrzebowali ponad dekady (2001-12) do skompletowania 13 kolejnych porażek. Zwycięstwo Nowojorczyków w spotkaniu numer 4 zastospowało zwiększanie się rekordu.

2) PRZEGRANA Z BOBCATS

Pewnie jak już wiecie, Charlotte Bobcats od poprzedniego sezonu stali się właścicielami innego, niedającego powodów do dumy rekordu- uzyskalili najniższy procent wygranych w ciągu sezonu regularnego w historii NBA. Wśród 7 wygranych zespołu z Północnej Karoliny znalazło się oczywiście zwycięstwo z Knicks, które odnieśli na początku sezonu. Gdyby Nowojorczycy nie przegrali tego meczu, to porażka z Cavs w końcowce sezonu mogłaby nabrać innego znaczenia, a Play-Offs wyglądałyby zupełnie inaczej. Takie są ceny braku zaangażowania i odpowiedniego przygotowania.

3) WSPÓŁPRACA LIDERÓW

Wspólna egzystencja na parkiecie Amar'e i Carmelo od samego początku budziła wiele wątpliwości. Poprzedni sezon ich wcale nie rozwiał, a wręcz przeciwnie- tylko w nich utwierdził. Oczywiście Melo i STAT nie mieli zbyt wiele czasu, aby razem przygotować się do sezonu i częste urazy obu zawodników zmniejszły też ilość wspólnych występów. Problem ich współpracy starałem się wcześniej już zgłębić. Jeśli żaden z wymienionych graczy nie zmieni choć trochę stylu gry to może się okazać, że nie znajdzie się wystarczająco miejsca na parkiecie dla tej dwójki. Miejmy nadzieje, że sztab trenerski Knicks poradzi sobie z tym problemem równie dobrze jak New York Jets, którzy grając razem Markiem Sanchezem i Timem Tebow odnieśli zwycięstwo w pierwszym meczu sezonu. 

4) GAŚNICA AMAR'E 

W przeciągu zaledwie kilku miesięcy Amar'e Stoudemire zmienił się z bohatera Nowego Jorku i jednego z czołowych graczy NBA w główny obiekt do kpin i żartów w świecie koszykówki. STAT miał naprawdę ciężki sezon za sobą, którego przyczyny wszyscy dobrze znają. W tym ciężkim okresie władzę nad emocjami przejeła frustracja, czego wynikiem był głupi wybryk po jednym z meczów w serii przeciwko Miami. STAT przyzwyczaił nas do zapowiadania wielkich powrotów- miejmy nadzieje, że w nowym sezonie udowodni to swoją grą na parkiecie. 

5) KONTUZJE

Różni zawodnicy Nowojorskiej drużyny zmagali się z kontuzjami przez całą długość sezonu. Fala kulminacyjna urazów graczy zbiegła się w czasie z wystepami w Play-Offs. Wcześniej kontuzji wykluczającej z reszty sezonu nabawił się Jeremy Lin. Tyson Chandler z powodu grypy był mało przydatny na parkiecie w dwóch kluczowych pierwszych meczach. Stoudemire przez swoją głupotę rozciął swoją rękę. Z powodu urazu kolana w pełni sił nie był Jarred Jeffries, a groźnych kontuzji wykluczających z dalszych rozgrywek nabawili się Iman Shumpert i Baron Davis. Oby sztab szkoleniowy lepiej przygotował zawodników Knicks przed trudem nowego sezonu, a zadanie wcale nie będzie łatwe bo Nowojorczycy mają jedną z najstarszych ekip w lidze.

6) SYSTEM D'ANTONIEGO

D'Antoni miał wizje, tylko że zawodnicy jej nie podzielali. Ponadto nie posiadał środków nieżbędnych do jej zrealizowania. W jego systemie najważniejszą rolę odgrywał Point Guard, na którego brak Knicks narzekali przez większośc trwania sezonu. Trzeba jednak przyznać, że zjawisko Jeremy'ego Lina stało się jednym z owoców zaślepionego wdrażania swojego systemu przez D'Antoniego.  

czwartek, 6 września 2012

Jeszcze jeden rzut oka na poprzedni sezon Knicks- część pozytywna.


       

       Z okresu 'nic się nie dzieje' powoli wkraczamy w okres 'prognoz na przyszły sezon'. Ja póki co, wstrzymam się z przepowiadaniem przyłości- co więcej, nawet cofnę się w czasie by przywołać najważniejsze aspekty i momenty z ostatniego sezonu. Wśród nich będą takie do których fani Knicks chętnie będą wracać w przyszłości oraz takie o których pewnie chcieliby zapomnieć. Biorąc pod uwagę przedsezonowe oczekiwania wobec Nowojorskiej drużyny bezsprzecznie jedynym słowem mogącym określić efekt końcowy sezonu 2011/12 jest rozczarowanie. Kto by przypuszczał jeszcze w grudniu, że tak naprawdę tylko cud będzie w stanie uratować Knicks przed niezakwalifikowaniem się do fazy Play-Offs? Zacznę od przywołania pięciu pozytywnych wydarzeń z poprzedniego sezonu, bo wbrew pozorom takie też miały miejsce.  


1) LINSANITY

Zdecydowanym numerem jeden w tej kategorii jest zjawisko Jeremy'ego Lina, którego zasięg wykroczył daleko poza świat koszykówki. Niespodziewanie dobra gra młodego rozgrywającego okazała się być właśnie tym cudem, który przywrócił szansę Knicks w walce o zakwalifikowanie się do Play-Offs. Lin zaliczył kilka znakomitych meczów i przebojem wdarł się na okładki magazynów nie tylko tych zajmujących się tematyka sportową. Prawdopodobnie do najbardziej spektakularnych wsytępów należały: jego "breakout game" przeciwko Nets, 38 punktów przeciwko Lakers i 'game-winner' w Toronto. Linsanity to niesamowita historia, której dalsze losy będą się toczyć niestety już poza Nowym Jorkiem. 


2) MELO CHWYTAJĄCY BYKA ZA ROGI

Carmelo Anthony został najlepszym zawodnikiem Konferencji Wschodniej w kwietniu. Wraz z nadejściem wiosny i usunięciem Mike'a D'Antoniego jego gra przeżywała rozkwit. Przez ten okres, z konieczności grając na pozycji numer 4, nie miał sobie równych w grze ofensywnej- "Melo's Beast Mode" w pełnej krasie. Takiego Melo oczekiwali wszyscy w Nowym Jorku. To dzięki dwóm niesamowitym rzutom Anthony'ego w końcówce spotkania z Bulls, staliśmy się świadkami jednego z najbardziej emocjonujących pojedynków zeszłego sezonu. Wszystko ma swój początek i koniec, a w tym przypadku koniec świetnej formy Melo przyszedł w momencie napotkania ściany, jaką okazała się być gra defensywna  Lebrona Jamesa. Anthony dokonał nie lada wyczynu na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie zdobywając 37 punktów w niespełnia 15 minut. Czy Carmelo rozpocznie nowe rozgrywki w formie jakiej wszyscy fani Knicks od niego oczekują?


3) NAGRODA DEFENSIVE PLAYER OF THE YEAR W RĘKACH TYSONA CHANDLERA

Chandler swoją grą w defensywie miał ogormny wpływ na przemianę Knicks, którzy mając jedną z najgorszych defensyw w lidze stali się solidnie broniącym zespołem. Tyson jest kluczowym punktem nastawionego na defensywe zespołu Mike'a Woodsona. Chandler nie tylko broni dostępu do obręczy, ale również instruuje swoich kolegów jak mają się ustawiać na parkiecie- jest swego rodzaju defensywnym dyrygentem Knicks. W nadchodzących rozgrywkach jego praca w obronie powinna przynosić jeszcze większe efekty, do składu dołączyli gracze znani ze świetnej gry w obronie- Ronnie Brewer, Marcus Camby oraz Raymond Felton. Również jego wcześniejsza gra w Dallas z Jasonem Kiddem może odbić się pozytywnie na destruktywnej grze Nowojorczyków. Było to pierwsze tego typu wyróżnienie dla gracza Knicks od momentu przyznania Johnowi Starksowi nagrody 'Sixth Man of the Year' w 1997 roku.


4) DEFENSYWA MIKE'A WOODSONA

Zawodnicy Knicks pod wodzą Mike'a Woodsona zaczeli przykładać się do gry w defensywie. Woodson nie tylko wie jak ustawić graczy w formacji obronnej, ale jego pojawienie się na stanowisku trenera wpłyneło też motywująco na dużą część graczy. Z czasem zawodnicy Nowojorskiej drużyny przestali wierzyć w wizję i system poprzedniego trenera, Mike'a D'Antoniego. Knicks, od momentu przejęcia sterów przez Woody'ego, odnotowali drugi najlepszy bilans zwycięstw do porażek w sezonie regularnym 18-6 (pod tym względem ustąpili tylko San Antonio Spurs). Ulepszenie formacji defensywnej wpłyneło pozytywnie na ustabilizowanie poziomu gry Nowojorczyków. Woodson nie dał nowej twarzy tylko Knicks, ale również miał ogromny wpływ na nadanie wartości koszykarskiej Imanowi Shumpertowi. Wzmocnienia w okresie międzysezonowym powinny tylko usprawnić system gry Woodsona. Nie bez powodu Knicks w przyszłym sezonie będą jedyną drużyną w NBA posiadającą w swoich szeregach dwóch zwycięzców nagrody dla najlepszego obrońcy roku. 

5) DISCOUNT DOUBLE CHECK NOVAKA I MOBB DEEP

Steve Novak w poprzednim sezonie udowodnił swoją wartość strzelca wyborowego notując najwyższy procent skuteczności oddanych rzutów za trzy punkty. Ten wyczyn zapewnił mu nową, grubą ofertę od władz Knicks, na wielkość której mały wpływ miał słaby występ w Play-Offs przeciwko Miami. W pamięci fanów Nowojorskiej drużyny zapisze się powtarzany przez niego słynny discount double check quarterbacka Green Bay Packers Aarona Rodgersa, którego zademonstrowanie niejednokrotnie przyczyniło się do wybuchu euforii w Garden. Novak był też częścią słynnej Mobb Deep- ławki rezerwowych Knicks, której zaskakująco dobra gra wiele razy przyczyniła się do przechylenia szali zwycięstwa na korzyść Nowojorczyków.