sobota, 12 stycznia 2013

Bulls @ Knicks 108:101 11/01/2013


        Knicks przegrywają trzeci mecz z rzędu i trzeci mecz w sezonie z Bulls, którzy są o jeden krok od zmiecenia serii bezpośrednich starć z Knicks w sezonie regularnym.



Tak jak pisałem przy okazji meczu z Indianą, szukanie usprawiedliwień przez Mike'a Woodson w dużej ilości kontuzjowanych graczy nie powinno mieć miejsca. Po pierwsze, oparcie trzonu drużyny na weteranach było pomysłem Woody'ego i w takim przypadku szansę na plagę kontuzji wzrastają. Po drugie, Bulls, podobnie zresztą jak Indiana, muszą radzić sobie od początku tego sezonu bez liderów (nie wspominając w przypadku Indiany o 'The Curious Case of Roy Hibbert'). Fakt, Mike Woodson nie miał jeszcze możliwości w tym sezonie na skorzystanie, że wszystkich zawodników w jednym czasie. Tylko, czy tak naprawdę w przypadku Knicks można liczyć na taką ewentualność? Sheed, Shump i Ray nie zdążyli jeszcze wrócić, a przedwczorajsza kontuzja lewej stopy Camby'ego wykluczła go z gry na 2 do 4 tygodni. Paradoksalnie, 40-letni Kurt Thomas jest jednym z niewielu graczy w składzie Knicks, który jest zawsze gotowy do wypełnienia roli po kontuzjowanych kolegach z zespołu.

Przed sezonem posunięcia Glena Grunwalda mogły sprawiać wrażenie, że Knicks w obecnych rozgrywkach nie będzie dokuczał niedobór na pozycji rozgrywającego. Tymczasem, brak najmłodszego i wydawać by się mogło najmniej podatnego na kontuzje Feltona, odciska piętno na grze ofensywnej całego zespołu. Problemy Knicks zaczeły się od dokuczliwego bólu w obu rękach Raya. Bez niego w składzie Knickerbockers nie są tą drużyną co w listopadzie i grudniu. Mecz z Chicago pokazał, że Knicks są praktycznie pozbawani możliwości zodbywania punktów w kontrataku. Ani Kidd, ani Prigioni nie są w stanie wykorzystać posiadania przechwyconej piłki i przeprowadzić jej szybko na połowę rywala. Dobitnie ilustruje to akcja z trzeciej kwarty, gdzie w sytuacji 3-na-1 (Prigioni, Smith i White) w transition Knicks wyszli bez zdobyczy punktowej, bo zawodnik przy piłce nie potrafił umiejętnie dograć i wykorzystać przewagę. Do tego typu sytuacji doszło kilkukrotnie w tym meczu i chyba zdał sobie z tego sprawę Anthony, który w jednej z akcji w czwartej akcji samemu przeprowadzil kontratak i zakończył go lay-upem. 

Bez Feltona coraz rzadziej jesteśmy świadkami gry w pick-and-rollu z wykorzystaniem rollującego do kosza. Może dochodzi do pięciu tego typu zagrywek w meczu, najczęściej z wykorzystaniem Chandlera- po dwa razy uruchomią go Kidd i Smith, a jak obrońcy nie zostawią Prigioniego bez opieki to jemu też przydaża się zagrać dwójkową akcję. Nienajlepiej, a właściwie to wcale nie układa się współpraca Stoudemire'a z Argentyńczykiem. Obaj panowie za bardzo nie rozumieją się na parkiecie- STAT nie potrafi się ustawić pod odpowiednim kątem przy i po stawianiu zasłony, a zmuszany do oddania rzutu Prigioni ma mniejsze pole manweru przy próbie odegrania piłki. W meczu przeciwko tak dobrze broniącym pick-and-roll Bulls, trudno było liczyć na przełamanie lodów między dwójką tych graczy.

Knicks oczekują zbyt wiele od Kidda, chociaż z drugiej strony Mike Woodson tak naprawdę nie ma żadnej innej możliwości. J-Kidd ze swoim zmysłem wdrażania piłki w ruch i umiejętnościami strzeleckimi był idealnie wkomponującą się 'dwójką' w system Woody'ego. Grając na 'jedynce' nie jest już w stanie rozbujać ofensywy w taki sposób jak robił to z Feltonem- brakuje tych szybkich podań numer dwa, trzy i cztery przy posiadaniu, które napędzały 'ball movement' zespołu. Sporym problemem była również gra z Brewerem na pozycji 'rzucajacego obrońcy', który najdelikatniej mówiąc do kreatywnych ofensywnie nie należy i gdy miał już piłkę w swoich dłoniach to nie wiedział co z nią zrobić. Dlatego też w poprzednich meczach tak często w posiadaniu piłki był Camby, który przy pozostałych zawodnikach z pierwszej piątki potrafi zaskoczyć dobrym dograniem, chociaż i tak najczęściej przetrzymywał piłkę i czekał na ruch kolegów z drużyny. Usunięcie Brewera z S5 miało nieco rozruszać atak Knicks, niestety wyostrzony przegląd parkietu do silnych stron White'a nie należy, chociaż w akcjach indywidualnych jest w stanie bardziej zagrozić przeciwnikowi. I właśnie w ten indywidualny sposób- w pojedynkę- Nowojorczycy starają się przejść przez ten trudny dla nich okres. Nie ma drużynowego wysiłku, są akcje jeden-na-jeden, próby przebicia głową muru, jakim były ostatnimi czasy defensywne formacje Chicago i Indiany. Tak jak w obronie Bulls jest niezbędny udział i poświęcenie wszystkich graczy, tak samo w ataku Knicks każdy z zawodników powinien być włączony do gry. Rozpracowywanie zorganizowanej przestępczości przez jednego 'wrukwionego' glinę zdarza się tylko w filmach. Poza tym Deng znakomicie się sprawdza w uciszaniu narwanych gliniarzy.

Podopieczni Woodsona w meczu z Bulls poza waleniem głową w mur zostali też pozbawieni możliwości zdobywania dodatkowych punktów zza linii za 3, co bezpośrednio wiązało się z brakiem ruchu piłką i podań w rytm. Knicks nie potrafili się uwolnić od przyklejonych do nich 'Byków' i praktycznie nie mieli okazji do oddania rzutu za trzy punkty z czystej pozycji przez pierwsze 24 minuty. W jednej akcji obrońcy Chicago trzykrotnie zdołali zmusić graczy z Nowego Jorku do powstrzymania się przed oddaniem rzutu z wydawać by się mogło otawrtej pozycji. Szybka rotacja i dyscyplina w obronie pozwalała im na kontrolowanie linii za trzy nawet przy podwajaniu Melo. Knicks zagrali najgorszą pierwszą połowe w sezonie utrzymując skuteczność z gry na poziomie 30% i nie trafili żadnego rzutu za 3 punkty. Jest mało prawdopodobne, żeby gra Nowojoczyków się zmieniła jeszcze przed powrotem Feltona.

OCENY ZAWODNIKÓW (1-10):
 1 Jason Kidd- zero punktów i zero asyst. Traci wiele na wartości grając na 'jedynce'. Zmęczenie robi swoje. Knicks byli -21 z nim na parkiecie. Najgorszy mecz w sezonie?

 5 James White- tak jak pisalem wyżej, w porównaniu z Brewerem indywidualnie robi różnice w ataku . Odważne wejścia na kosz i idealnie za trzy 2/2. Nieco płaski rzut, taki w stylu Fieldsa, ale w końcu Flat White. Season-high punktów.

 6 Carmelo Anthony- okropna pierwsza połowa, w której został zjedzony przez Denga (Luol musiał pomylić go z piri-piri kurczakiem z Nandosa). W końcówce bez znaczenia miał swoje pięć minut. Starał się w obronie. Nie wróci już na pozycję Power Forward?

 5 Kurt Thomas- naprawdę stał się opcja w ataku. Po raz trzeci wyrównał season-high punktów i podobnie jak w meczu z Pacers wybijał piłki z rąk rywali.

 5 Tyson Chandler- przejął kontrolę na deskach, skuteczne dobitki po niecelnych rzutach kolegów, ale sam kilkukrotnie nie potrafił skończyć pod koszem.

 3 J.R. Smith- rzadziej szukał dograń do kolegów i starał się samemu kończyć akcje, często na siłę, jego streak 17 meczów z +15 punktów dobiegł końca.

 2 Amar'e Stoudemire- zero produkcji, zespół musi grać dla niego zamiast on dla zespołu. 
 3 Steve Novak- nie podoba mu sie gdy Nate Robinson robi 'discount-double check', porównał go do dzieciaków, którzy starają się naśladować jego ruchy na całym świecie po oddaniu celnej 'trójki'. Rozumie że mały Nate jak dorośnie chce być taki jak Steve. 
 4 Pablo Prigioni- 8 asyst pozostało w cieniu 5 strat, imponująco celnie za 3 punkty, nie potrafi przeprowadzić fast-breaku.

 3 Chris Copeland- niecelnie i chyba tyle.

Player of the Game: Luol Deng










3 komentarze:

  1. Z każdym meczem coraz gorzej to wygląda, do tego stopnia że zasnąłem w przerwie. Nie wreszcie skończy się ta plaga kontuzji !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tez mam juz dosyc tych cholernych kontuzji ktore rozpieprzaja nasza taktyke i chemie.Mecz ogldalem do konca i gdyby w calym meczu grali tak jak w czwartej kwarcie to byłoby zwyciestwo.

    OdpowiedzUsuń
  3. W czwartej kwarcie grali tak, bo Bulls sie rozluznili. Glowna zaleta Chicago jest to, ze chyba zadna druzyna w NBA nie zapieprza tak jak oni- wysilek, wysilek i jeszczw raz wysilek. W ostatnich minutach jednak sobie troche odpuscili... ciekawe czy z Rosem w skladzie beda w stanie grac na takich obrotach, bo Hinrich w defensywie przedwczoraj mi zaimponowal.

    OdpowiedzUsuń