piątek, 31 sierpnia 2012

"Pełnia czasów Van Gundy'ego", czyli "Moneyball, a sprawa Knicks"


       Van Gundy w swoim pierwszym pełnym sezonie w roli trenera Knicks musiał się zmierzyć ze swoim nauczycielem i mentorem, Patem Riley. Riley opuścił Nowy Jork w nienajlepszym stylu, co przyczyniło się to wzmożenia niechęci do jego osoby u fanów z Garden. Rywalizacja pomiędzy Knicks, a Heat to również pojedynek dwóch absolwentów uczelni Georgetown, liderów swoich drużyn, grających na pozycji środkowego, Patricka Ewinga i Alonzo Mourniga. Patrick był też swego rodzaju mentorem dla 'Zo, gdy ten stawiał pierwsze kroki w NBA. O ile obaj centrzy otwarcie nazywali się przyjaciółmi, to dwójka byłych kolegów z Charlotte- Larry Johnson i właśnie Mourning- bynajmniej nie pałała do siebie sympatią. Niechęć byłych zawodników uwidoczniła się podczas pojedynków ich nowych zespołów w sezonie 1997/98. Te i wiele innych elementów dodawały smaku rywalizacji, która stała się symbolem czasów trenera Van Gundy'ego w Nowym Jorku. Sports Illustrated umieścił pojedynki stoczone pomiędzy Knicks i Heat na trzecim miejscu wśród najlepszych rywalizacji w historii.


NIEZAPOMNIANA WALKA VAN GUNDY'EGO

W krótce po zakończeniu sezonu 96/97 GM Ernie Grunfeld, konsekwentnie dotrzymując słowa o zatrzymaniu Ewinga w Knicks do końca jego kariery, zaoferował legendarnemu środkowemu nową-czteroletnią umowę. W pierwszym roku jej obowiązywania na konto Ewinga miało wpłynąć około $20 milionów, a przez następne 3 lata w sumie $45 milionów. Był to główny wydatek drużyny z Nowego Jorku w okresie międzysezonowym. W trakcie wakacji operację nadgarstka przeszedł Allan Houston, dlatego też zdecydowano się na ściągnięcie z Bostonu Chrisa Millsa, aby wzmocnić obwód Knicks. Natomiast nowymi graczami Celtics stali się Scott Brooks, Walter McCarty oraz Dontae' Jones. W wyniku tej wymiany Knicks otrzymali prawa do dwóch wyborów w drugiej rundzie draftu, którymi okazali się być DeMarco Johnson (1998) i Lavor Postell (2000). Knicks wzieli też udział w trój-stronnej wymianie, w której wytransferowali Johna Wallace do Raptors i pozbyli się praw do pierwszo-rundowego picku w drafcie 1998. Nowojorska drużyna zyskała pick w pierwszej rundzie draftu 2000 (Quentin Richardson), a jej nowym graczem stał się Chris Dudley, który miał być back-upem dla Ewinga oraz Bucka Williamsa (w pierwszej rundzie draftu również zostal wybrany środkowy, John Thomas). Władze nie zdecydowały się na żadne wstrząsające zmiany i postawiły na obudowanie składu zadaniowcami.

Knicks do 20 grudnia mogli się pochwalić bilansem 15-10, tego też dnia odnieśli 11 porażkę w sezonie przegrywając w wyjazdowym spotkaniu z Bucks. O ile sama porażka nie była wielce istotna dla dalszej części rozgrywek, o tyle kontuzja wykluczająca Ewinga do końca sezonu regularnego miała ogromny wpływ na wyniki zespołu. To był ostatni gwizdek dla Allana Houstona na wystąpienie z szeregu zawodników Knicks i zajęcie pozycji lidera. Również więcej oczekiwano od Larry'ego Johnsona. Na Houstonie nakładano dodatkową presję, ponieważ stał się on tematem plotek transferowych. Grunfeld ostatecznie nie zgodził się na wymianę obiecującego 'shootera' i odrzucił propozycje, w których Knicks mogli pozyskać Damona Stoudamire'a lub Mitcha Richmonda, chociaż jeszcze do połowy lutego Houston notował zaledwie 40% trafionych rzutów z gry. Houston w drugiej części sezonu poprawił swoją grę, podobnie jak Johnson. Bardzo ważne role w drużynie odgrywali również Charlie Ward (7.8 PPG, 5.8 APG, 1.76 SPG- był liderem zespołu w dwóch ostatnich kategoriach), Chris Childs (6.3 PPG,3.9 APG) oraz pełniący rolę sixth-mana John Starks (12.9 PPG), który stał się też emocjonalnym liderem drużyny. Istotnym dodatkiem do rotacji okazał się być Terry Cummings (6.3 PPG, 3.6 RPG), który zasilił Knicks już w trakcie trwania sezonu. Nie zawiódł też nowy nabytek Chris Mills (9.7 PPG, 5.1 RPG). Knicks zakończyli sezon z mało imponującym wynikiem 43-39, jednak w perspektywie braku ich czołowego zawodnika był to solidny rezultat zapewniający grę w Play-Offs oraz dający nadzieję na gładką przebudowę teamu po zakończeniu ery Ewinga. 

W pierwszej rundzie Play-Offs Knicks przyszło się ponownie zmierzyć z Miami Heat (czy w latach 90-tych nie było innych drużyn na wschodzie w PO poza Bulls, Heat i Pacers?). Oczywiście nie dawano zbyt wielkich szans Nowojorczykom na pokonanie drużyny, która w wygrała Atlantic Division i odniosła 55 zwycięstw. Jednak Pat Riley jeszcze nie wiedział, że zwycięstwo Heat z poprzedniego roku było jego ostatnim odniesionym w PO z drużyną prowadzoną przez jego ucznia, Jeffa Van Gundyego. Van Gundy pokonał Rileya jego własną bronią. Jeff wiedział, że Johnson i Mourning budzą do siebie niechęć. Jeszcze za czasów wspólnej gry dla Hornets  'Zo wyraził swoje niezadowolenie z powodu wysokiego kontraktu Johnsona. Ten objaw zawiści mógł być jedną z przyczyn do wszczęcia legendranej bóki, która przerodziła się w groteskę za sprawą uwiązania się nogi Mourninga przez Van Gundy'ego. Podobnie jak w przypadku wcześniejszego 'przerzucenia Warda przez Browna', tak i przy wymianie niecelnych ciosów pomiędzy Johnsonem i Mourningiem, doszukiwano się podstępnych zamiarów trenerów. Tym razem knującym chytre intrygi miał być Van Gundy, który to rzekomo zaplanował pozbycie się 'Zo na kluczowy pojedynek numer 5. Jeśli naprawdę tak było to trzeba przyznać, że Jeff jest pojętnym uczniem, który nadal czerpał nauki nie będąc już bezpośrednio pod skrzydłami Rileya (biorąc przykład z rozwoju wydarzeń z poprzednich PO). 

Po sprawieniu niespodzianki i wyeliminowaniu Heat w pięcio-meczowej batalii, Knicks przyszło się zmierzyć z Pacers, którzy byli prowadzeni przez Larry'ego Birda. Nowojorczycy przegrali rywalizację do 4 zwycięstw w 5 spotkaniach. W przejściu do finału konferencji nie pomógł nawet powrót Ewinga, którego dobry występ w trzecim spotkaniu (pierwszym w Garden) przypieczętował jedyne zwycięstwo w tej serii. Sezon dla Knicks znowu zakończył się wcześniej niż oczekiwano, a nad startem nowych rozgrywek wisiało widmo lokautu. 

NIEZAPOMNIANA DROGA DO FINAŁU

Duo Dave Checketts i Ernie Grunfeld nie próżnowało po zakończeniu sezonu 1997/98. Zaraz po wyborze w drafcie dokonali dość trudnego dla zaakceptowania przez Nowojorskich fanów trade'u, w którym to legenda drużyny Charles Oakley został odddany wraz z debiutantem Seanem Marksem do Toronto Raptors za młodego i budzącego wiele wątpliwości Marcusa Camby'ego (wymiana ta nie doszłaby do skutku bez zgody obecnego GM'a Knicks Glena Grunwalda, który wtedy pełnił podobną rolę w drużynie z Ontario). Już po zakończeniu lokautu doszło do kolejnego znamiennego i odważnego ruchu transferowego. Z Nowym Jorkiem tym razem musiał się pożegnać John Starks, a wraz z nim inni rezerwowi Chris Mills i Terry Cummings. Natomiast szeregi Knicks wzmocnił- wtedy trzykrotny uczestnik Meczu Gwiazd- Latrell Sprewell. 

Pojawienie się Spree w składzie budziło wiele nadziei jak i kontrowersji. Po pierwsze, Latrell dopiero co skończył karę zawieszenia za duszenie swojego trenera i jego stan emocjonalny budził wiele zastrzeżeń. Po drugie, po ośmiu niezapomnianych sezonach drużynę musiał opuścić Starks. Pierwszej z obaw postanowiono sprostać poprzez wysłanie grupy delegatów (m.in. Checketts, Grunfeld, Van Gundy) do rodzinnego miasta Sprewella- Milwaukee, aby tam przeprowadzić z nim 'rozmowę kwalifikacyjną'. Nie odbyło się bez trudnych pytań. Jednak po wywiadzie, Van Gundy stwierdził, że jedyne co go niepokoi to brak dietetycznej coli w lodówce Sprewella. Po ogłoszeniu transferu nawet Ewing zaakceptował nowy dodatek do drużyny i pogodził się z odejściem wieloletniego przyjaciela podróży, jakim był dla niego wspominany Starks (Ewing wcześniej oponował odejściu Johna z Knicks). Ewing wiedział, że Knicks potrzebują wzmocnień, aby dotrzymać swojej obietnicy o dostarczeniu trofeum Larry O'Briena do Nowego Jorku. 

Grunfeldowi udało się również przekonać do przenosin na Manhattan wolnego agenta Kurta Thomasa, który opuścił większość poprzedniego sezonu w Dallas z powodu kontuzji (trener Mavs, Don Nelson, oferował mu nawet rolę grającego asystenta). Był to jednak również ostatni sezon Grunfelda w roli Głównego Menedżera Knicks. W trakcie rozgrywek został zawieszony w pełnieniu swojej funkcji i później nie wyraził już chęci do powrotu na to stanowisko. W trakcie swojej kadencji w Knicks od 1993 roku wraz z Checkettsem dokonał kilka znakomitych ruchów kadrowych, odmładzając skład Nowojorczyków i tworząc praktycznie drużynę, która później awansowała do finałów NBA. Ciężko natomiast przypisać jest mu zasługi za samo dojście do finału, bo jak wiemy nie doszło by do tego bez Jeffa Van Gundy'ego. Grunfeld natomiast wielokrotnie namawiał Checkettsa do zwolnienia Jeffa Van Gundy'ego z funkcji trenera, co mogło wywołać konflikt w zarządzie drużyny, który spowodował zawieszenie Erniego. Knicks w trakcie sezonu regularnego nie spełniali oczekiwań i w sumie nie można się dziwić Grunfeldowi, który szukał przyczyny braku powodzenia drużyny skompletowanej przez niego.

Największą niewiadomą przed rozpoczynającym się sezonem było znowu utrzymanie Ewinga przy zdrowiu przez całą długośc rozgrywek. Zastanawiano się również czy będzie on w stanie zmniejszyć jeszcze bardziej ilość oddawanych rzutów w meczu na rzecz nowej broni ofensywnej jaką był Sprewella. Od 1996 roku ilość oddawanych rzutów w meczu przez Ewinga zmalała z ponad 19-stu do 15.5 w 1998. Patrick jednak był gotowy by zrobić jeszcze więcej miejsca nowym kolegom po ofensywnej stronie parkietu. 

Ustępstwa Ewinga nie wystarczały. Drużyna nie mogła odnaleźć odpowiedniego rytmu przez większość rozgrywek. Dopiero przed metą sezonu regularnego Sprewell zaczął grać na poziomie All-Star, przy jego lepszej dyspozycji również gra Houstona zyskała więcej walorów. Knicks udało się załapać do PO z 8-ego miejsca w konferencji. W pierwszej rundzie musieli stawić czoła faworyzowanym Miami. Knicks zaskoczyli całą NBA swoją świetną dyspozycją. Tym razem osiągnięcie sukcesu odbyło się bez sięgnięcia po brutalne metody- wystarczył zwycięski rzut Allana Houstona w piątym meczu, który zapewnił Knicks przejście do dalszej rundy i stał się nowym symbolem rywalizacji. W drugiej rundzie Nowojorczycy w 4 meczach szybko rozprawili się z Atlantą, a cichym bohaterem pojedynku okazał się być Marcus Camby, który walką na deskach i efektownymi dunkami dodawał energii drużynie.


Czym byłyby Play-Offs Knicks w latach 90-tych bez serii z Indianą? Pacers, podobnie jak przed rokiem, byli murowanym kandydatem do przejścia do dalszej rundy. Nowojorczycy szukali swojej szansy w zwyżkowej formie zawodników. Knicks poprowadzeni przez Ewinga wygrali pierwszy mecz serii- tym samym kradnąc podopiecznym Birda przewagę parkietu. Niestety kapitan drużyny odniósł kontuzję, która wykluczyłą go z dalszych rozgrywek. Ponownie nie zawiódł Camby, który godnie zastąpił lidera Nowojorczyków i należał do najlepszych graczy serii. Daggerem tej rywalizacji okazał się być mecz numer 3, w którego końcówce Larry Johnson zaliczył czteropunktową akcję dającą zwycięstwo Knicks. Nowojorczycy, pomimo straty L.J.'a z powodu kontuzji kolana, zakończyli też wygraną mecz numer 6 dający im awans do finału NBA. Był to pierwszy w historii awans do finałów drużyny wchodzącej do Play Offs z 8-ego miejsca w swojej konferencji.


Knicks nie potrafili zaskoczyć jeszcze raz- tym razem w ostatecznej rozgrywce z San Antonio Spurs, których do zwycięstwa poprowadził Greg Popovich. Znamienny był brak Ewinga pod koszem- Camby i Dudley nie radzili sobie z 'Bliźniaczymi Wieżami' z miasta Alamo, którymi byli David Robinson i Tim Duncan. Larry Johnson po kontuzji odniesionej w serii z Pacers był gotowy do gry, lecz uraz wciąż przeszkadzał mu w poruszaniu się i zdecydowanie nie był w pełni sił. Knicks przegrali w Garden piąty mecz finałów 77:78 i w przechyleniu szali zwycięstwa na swoją korzyść nie pomógł nawet świetny występ Latrella Sprewella. Spree w ostanim meczu Knicks w finałach NBA zakończył z wynikiem 35 punktów i 10 zbiórek. 

Po tak znakomitym i niespodziawnym sezonie od Jeff Van Gundy'ego i jego podopiecznych w nadchodzących latach oczekiwano tylko jednego.

CDN 

piątek, 24 sierpnia 2012

"Początki czasów Van Gundy'ego", czyli "Moneyball, a sprawa Knicks cz. III"

Ernie Grunfeld i Jeff Van Gundy

       Już w pierwszych meczach Miami Heat z Patem Riley na pozycji trenera, prezydenta i współwłaściciela, można było łatwo dostrzec różnicę w stylu gry prezentowanym przez drużynę z Florydy, a fizyczną i twardą grą osieroconych przez niego Knicks. Nowojorczycy Rileya nie odzwierciedlali jego systemu, czy nowej wizji prowadzenia zespołu. Riley był bardziej rzemieślnikiem, niż wizjonerem, który stara się narzucić swój system gry drużynie bezwzględu na jej predyspozycje. Znał dobrze swoich graczy, ich mocne oraz słabe strony. Sposób prowadzenia drużyny przez Rileya pozwalał na wydobycie z zawodników ich najlepszych cech. Gracze Knicks nie byli tak utalentowani, jak zawodnicy Chicago Bulls, ale nie brakowało im serca do walki i siły fizycznej. Riley dlatego też obrał drogę twardej obrony i brutalnej gry, w której Knicks nie mieli sobie równych. Stworzył tożsamość Knicks pierwszej połowy lat 90-tych. Jego odejście nie przyczyniło się do zaniknięcia tej tożsamości u zawodników, którzy przez większość swojej kariery grali koszykówkę opartą na ostrej i bezpardonowej grze. Co więcej duża część tych zawodników prawdopodobnie nigdy nie miałaby szansy na takie rozwinięcie swoich karier, gdyby nie styl prowadzenia drużyny przez Pata. Na nowego trenera chcącego zmienić styl Nowojorczyków czekało naprawdę trudne zadanie.

POCZĄTEK I KONIEC NELSONA

Dave Checketts, jeszcze przed wytransferowaniem Rileya do Miami (pozwolono mu odejść po uzyskaniu od Heat ich praw do wyboru w najbliższym drafcie), zdecydował się na zatrudnienie Dona Nelsona jako nowego trenera Knicks. Nelson niespełna cztery miesiące wcześniej przechodził przez burzliwy okres w swojej karierze jako trener Warriors. Ten czas był dla niego do tego stopnia trudny, że oficjalnie ogłosił przejście na emeryture. Oferta Knicks okazała się na tyle kusząca, że Nelson postanowił zmienić swoje plany i powrócić do profesjonalnego sportu.

Nelson różnił się od Rileya sposobem prowadzenia drużyny. Nie tworzył systemu gry drużyny na podstawie posiadanych elementów, ale starał się narzucić zawodnikom swoją wizję gry zespołu- w przypadku Knicks niekoniecznie pasującą do predyspozycji graczy. Knicks od lat opierali swoją grę na umiejętnościach defensywnych, lecz nowy trener planował w znaczący sposób zmienić ten styl. Nelson chciał narzucić szybsze tempo rozgrywania akcji ofensywnych, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że najważniejsi gracze w jego drużynie właśnie wstąpili lub przekroczyli 30 rok życia (Starks 30 lat, Oakley 32, Ewing 33, Harper 34). Don zmniejszył długość oraz intensywność treningów, aby nie zamęczać już nieco zaawansowanych wiekowo liderów Knicks. Doświadczonym zawodnikom Knicks, przyzwyczajonym do trzygodzinnych sesji treningowych Rileya, nie spodobał się nowy reżim oraz luźne podejście do treningów (Oakley otwarcie krytykował sposób przygotowania drużyny). Nowojorczycy po przyzwoitym starcie w sezonie 1995-96, z bilansem zwycięstw do porażek 19-7, zaczeli zdecydowanie obniżać loty. Był to efekt braku poparcia zawodników dla systemu nowego trenera. Nelson chciał wprowadzić rewolucję, a zawodnicy Knicks nie byli gotowi na jakiekolwiek zmiany. 

Jeszcze w lutym wymieniono zmagającego się z kontuzjami Charlesa Smitha i Monty Williamsa za J.R. Reida, Brada Lohausa oraz pierwszorundowy pick z draftu 1996 (zamieniony na Johna Wallace'a). Niespełna dwa tygodnie później, 28 lutego, Nowy Jork opuścili też Doug Christie, Herb Williams (wrócił po 10 dniach), w miejsce któych zostali pozyskani Victor Alexander i Willie Anderson. Trudno, aby dokonane transakcje wzmocnieniły szeregi drużyny- raczej miały na celu oczyszczenie salary cap przed wakacyjnym otwarciem rynku wolnych agentów. Nelson jednak snuł bardziej ambitne plany i jeszcze przed zamknięciem okienka transferowego chciał się pozbyć utrudniających mu kontrolowanie zespołu, Starksa i Ewinga. Ponoć Knicks byli bliscy wymiany Starksa za Vinny Del Negro ze Spurs, jednak ostatecznie GM Nowojorczykó, Ernie Grunfeld nie zgodził się na tę transakcję. Ewing kilkukrotnie zgłaszał trenerowi swoje uwagi odnośnie gry ofensywnej zespołu- nie podobało mu się jego ustawienie w ataku, w którym znajdował się daleko od kosza. Ewing w oczach Nelsona nie należał już do elitarnej czołówki zawodników ligi i dlatego też ograniczał jego rolę w zespole. Środkowy Knicks w systemie Nelsona przestawał być go-to-guyem. Ofensywa częściej przechodziła przez ręce Anthony Masona, któremu powierzono rolę piont forwarda (najwyższa średnia asyst w zespole- 4.4 na mecz). Ponadto dużo akcji było rozpisanych na grę Masona w post'cie, który pomimo zwiękosznej roli w zespole, też narzekał na brak ciągłości w rozgrywaniu akcji ofensywnych Knicks. Według mediów, swego rodzaju dolaniem oliwy do ognia było posadzenie na ławce Johna Starksa. Nelson zaczął sprawiać wrażenie jakby stracił kontrolę nad sytuacją i całkowicie się poddał, a zawodnicy przestali reagować na jego polecenia. Ernie Grunfeld podjął decyzję o zwolnieniu Dona, który był jego trenerem za czasów gry Grunfelda dla Bucks. Nelson później przyznał, że kochał wszystko w Nowym Jorku oprócz drużyny i jej zawodników. W jego planach Ewing w następnym sezonie miał się stać druga opcją drużyny, lecz dumny zawodnik nie chciał zgodzić się z nowa rolą. Knicks, mających bilans 34 zwycięstw i 25 porażek, przez pozostałą część sezonu miał poprowadzić wieloletni asystent, Jeff Van Gundy. 

GRUNFELD DAJE SZANSĘ DOTYCHCZASOWEMU ASYSTENTOWI TRENERA

Od Jeffa nie oczekiwano zbyt wiele i raczej nie wróżono mu długiej przyszłości na pozycji trenera Knicks. Był to zabieg mający na celu odświeżenie wizerunku zespołu przed rozpoczęciem polowania na wolnych agentów, z którym wiązano wielkie oczekiwania. Nawiązując do słów Ewinga, każdy w lidze wiedział, że pod przewodnictwem Nelsona zapanowała zła atmosfera w drużynie i nikt nie chciałby stać się częścią teamu o takiej reputacji (władze drużyny z Garden mieli wtedy na oku Reggie Millera i Juwana Howarda). Już w momencie nominacji Van Gundy'ego na trenera, zaczęto szukać jego następców- wśród potencjlanych kandydatów wymieniano Phila Jacksona (tak to już trwa 15 lat) oraz Larry'ego Browna.

Van Gundy rozpoczął swoją karierę głównego coacha od porażki z Sixers 8 marca 1996 roku, lecz już dwa dni później w następnym meczu jego drużyna rozgromiła będących na fali Chicago Bulls 104-72. Było to naprawdę niebylejakie pierwsze zwycięstwo w karierze trenera Van Gundy'ego, któremu udało się tego dokonać grając piątką Harper, Davis, Mason, Reid, Ewing. Była to dopiero 7 porażka 'Byków' w sezonie i nie pomogły im nawet 32 punkty Jordana (szkoda, że tak rzadko się wspomina o tym spotkaniu). 

Niedoświadczony trener do końca sezonu regularnego wygrał jeszcze 12 meczy i Knicks skończyli na drugim miejscu w Atlantic Division z bilansem 47-35. Co najważniejsze zyskał przychylność swoich zawodników. John Starks przyznał, że po zmianie trenera gra w koszykówke znowu zaczeła sprawiać mu przyjemność. Van Gundy po 'zmieceniu' Cavs w pierwszej rundzie Play-Offs, udowodnił że ma zadatki na dobrego coacha. Dlatego nawet porażka Z Chicago Bulls w kolejnej fazie rozgrywek nie wpłyneła na decyzję o jego pozostaniu w drużynie w dotychczasowej roli. Knicks postanowili budować nowy team mając u sterów młodego i obiecującego trenera.

Allan Houston słucha uwag Van Gundy'ego

PIERWSZY PEŁNY SEZON VAN GUNDY'EGO W ROLI TRENERA

Przed sezonem 1996/97 Knicks mieli dużą swobodę finansową związaną ze zwiększonym miejscem w salary cap. Równie duże były oczekiwania co do zakupów nowych zawodników oraz osiągnięć w zbliżających się rozgrywkach, czyli w dwóch słowach- 'Nowojorski Hype'. Jedną z głównych przyczyn poluzowania miejsca na liście płac była diametralna obniżka pensji Patricka Ewinga w nadchodzącym sezonie- $3 miliony, przy blisko $19 milionach rok wcześniej. Don Nelson w kontrakcie Ewinga widział dużą wartość na rynku transferowym, lecz wraz z jego odejściem Ernie Grunfeld zapewnił, że widzi Pata kończącego swoją karierę w barwach Nowjorskiej drużyny. Knicks szukali szansy w wzmocnieniu i odmłodzeniu zespołu poprzez wymianę dwójki z trzech następujących graczy- Anthony Mason, Charles Oakley oraz John Starks. Jeszcze przed dokonaniem jakichkolwiek wymian menedżment Knicks dokonał trzech wyborów w silnym drafcie 1996, w którym to nowymi zawodnikami w drużynie z Wielkiego Jabłka stali się skrzydłowi John Wallace (18 numer w drafcie) i Walter McCarty (19 numer) oraz Dontae' Jones (21 numer). Wszyscy trzej pierwszoroczniacy później okazali się być niewypałami, lecz trudno winić o zły wybór menedżment zespołu, gdyż najlepsze prospekty zostały zgarnięte z wcześniejszymi numerami. Jedynie pretensje można mieć o pominięcie Ilgauskasa, ale czy ten miałby szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności w zespole, którego liderem był inny center? 

Do najatrakcyjniejszych nazwisk na rynku wolnych agentów należeli wcześniej wspominani Miller i Howard oraz Latrell Sprewell i Allan Houston. Po szybkich negocjacjach do Nowego Jorku udało się ściągnąć ostatniego z nich. Oprócz Houstona z datą 14 lipca 1996 nowymi zawodnikami Knicks stali się Chris Childs i Larry Johnson. Po zdecydowaniu się na nieprzedłużanie umowy Harpera, Van Gundy potrzebował startera na pozycję numer jeden, który mógłby liczyć na wsparcie z ławki od Charlie Warda. Zdecydowano dać się szansę mającemu dobry sezon w New Jersey Childsowi, choć doskonale zdawano sobie sprawę z jego wcześniejszych problemów z nadużywaniem alkoholu. Allan Houston w momencie podpisywania kontraktu z Knicks miał w NBA wyrobioną markę wyborowego strzelca (drugi najlepiej punktujący gracz Detroit, za Grantem Hillem, ze średnią 19.8 punktów na mecz). Co ciekawe Houston jeszcze jako zawodnik Tennessee Volunteers w NCAA pobił rekord drużyny w sumie zdobytych punktów w trakcie kariery należący wcześniej do Ernie Grunfelda, który to właśnie ściągnął Allana do Knicks. L.J. jako zawodnik Hornets miał już na swoim koncie dwa występy w Meczu Gwiazd oraz został powołany do reprezentacji USA na Igrzyska w Atlancie. Childs i Houston byli wolnymi agentami, natomiast Johnson został pozyskany w wymianie, w której to Anthony Mason oraz Brad Lohaus powędrowali do Charlotte. Warto zwrócić na ewolucję jakiej dokonał Mason jako zawodnik Knicks, który zaczynał swoją przygodę w Nowojorskiej drużynie pełniąc rolę podkoszowego osiłka i speca od neutralizacji przeciwników, a w ostatnim sezonie był odpowiedzialny za rozgrywanie akcji ofensywnych swojego zespołu. To tak jakby Ivan Johnson za kilka lat miał pełnić rolę Point Forwarda w Atlanta Hawks- wyobrażacie sobie coś takiego? 

Niespełna dwa tygodnie później oddano Huberta Davisa do Toronto Raptors w zamian za wybór w przyszłorocznym drafcie. Ważnym dodatkiem do Knicks stał się również weteran Buck Williams, który miał być podkoszowym zmiennikiem Ewinga i Oakleya. Podpisano też wolnego agenta Herba Williamsa oraz zwolniono Gary Granta i J.R. Reida. Najważniejszymi pytaniami przed zbliżającym się sezonem, było to czy starzejący się frontcourt wytrzyma tempo gry oraz jaki wpływ na grę Johna Starksa będzie miało odsunięcie go od pierwszej piątki, w której jego miejsce zajął Houston. Jak się później okazało nikt w lidze nie zaprezentowal się lepiej w roli pierwszego rezerwowego niż Starks, który zgarnął nagrodę Sixth Man Of The Year. Ewing również zaliczył znakomity sezon znajdując się w czołówce ligi pod względem średniej ilości zdobytych punktów (22.4 PPG), zbiórek (10.7 RPG) i bloków (2.42 BPG). W trakcie tego sezonu, podczas meczu z Magic 19 listopada 1996 roku, Ewing przełamal też magiczną barierę 20 tysięcy punktów zdobytych w przeciągu całej kariery w NBA stając się 23 graczem, który dokonał tego wyczynu. Był to pierwszy pełny sezon Van Gundy'ego w roli trenera, a jego drużyna zdobyła trzeci najlepszy bilans wygranych do porażek w lidze- 57-25, który znalazł się również na trzecim miejscu w historii Knicks pod względem procentu odniesionych zwycięstw.

W pierwszej częsci rozgrywek jednak mało typował Nowojorczyków w TOP 3 zespołów sezonu regularnego. Pomimo dodatniego bilansu zawodnicy Knicks wieloktornie zostali wybuczeni przez własną publiczność. Po jednym z takich meczów, gdzie pozwolili Clippers na przeprowadzenie runu 21-0, Ewing nie wytrzymał i skrytykował fanów z Garden. Nowojorczycy odnosili większość swoich zwycięstw ze słabszymi rywalami, natomiast nie mogli sprostać bardziej wymagającym drużynom takim jak Sonics, Lakers czy przewodzący w Atlantic Division Heat. Johnson i Houston nie potrafili odnaleźć odpowiedniego rytmu gry, natomiast Childs (opuścił 9 pierwszych meczów z powodu kontuzji palca) i Buck Williams od początku grali na solidnym poziomie. Van Gundy starał się dostrzec pozytywne strony w tej trudnej sytuacji twierdząc, że Knicks mają największe szanse i możliwości ze wszystkich drużyn w lidze na poprawienie swojej gry- jak wiele dużo się nie mylił.

Przed rozpoczęciem Play Offs gracze Nowojorskiej drużyny zgolili swoje głowy na znak jedności. Jednak z tego pomysłu wyłamali się bardziej doświadczeni gracze- Patrick Ewing, John Starks i Buck Williams. Chris Child wyraził zrozumienie dla decyzji podjętej przez Williamsa stwierdzając:

'Głowa Bucka jest tak kwadratowa, że gdyby ją zgolił to wyglądałby jak toster'

P.J. Brown powalający Warda, za nim m.in. Tom Thibodeau, Van Gundy i Riley

Knicks w pierwszej rundzie spotkali się z Anthony Masonem i jego Charlotte Hornets, których gładko pokonali w trzech meczach i znaleźli sposób na powstrzymanie Glena Rice'a, który sprawiał im ogromne kłopoty w pojedynkach z sezonu regularnego. W kolejnej fazie rozgrywek przyszło się zmierzyć z podopiecznymi byłego trenera Rileya, Miami Heat. To od momentu tej serii rywalizację pomiędzy Knicks i Heat zaczęto określać mianem legendarnej. Knicks po pierwszych czterech meczach prowadzili 3-1 i wszystko wskazywało na to, że w finale konferencji ponownie przyjdzie im się zmierzyć z Chicago Bulls. Jednak pod koniec spotkania numer 5 doszło do osławionego incydentu, podczas którego walczący o zbiórkę Ward został przerzucony przez P.J. Browna poza końcową linię parkietu. Po meczu Rileya oskarżano o sprowokowanie bójki i całej sytuacji, w wyniku której zawodnicy Knicks opuścili ławkę rezerwowych. Ewing, Houston i Ward zostali zawieszeni na spotkanie numer 6, natomiast Johnson i Starks na mecz numer 7. W Miami Heat zostal zawieszony jedynie Brown. Co interesujące, przepis karający zawodników opuszczających ławkę rezerwowych automatycznym zawieszeniem na jeden mecz, został powołany do życia głównie z przyczyny zachowania Grega Anthony'ego w trakcie słynnej bójki Knicks-Suns w 1993 roku. Anthony, który nie był przebrany w strój sportowy, w trakcie szarpaniny pomiędzy obiema drużynami wyskoczył z ławki rezerwych i rzucił się z pięściami na Kevina Johnsona. Knicks ponieśli konsewkwencje swoich wcześniejszych czynów cztery lata później. Niejednokrotnie w historii NBA pojedyńcze wybryki zawodników odmieniały losy rywalizacji (tak było m.in. w przypadku ostrego faulu Kevina McHale'a na Kurtcie Rumbisie). I tym razem bójka wywołana przez Browna okazała się być swego rodzaju daggerem. Osłabieni Knicks przegrali dwa kolejne mecze i swoje nadzieje na gre w finałach NBA musieli przełożyć na następne lata. 

CDN

czwartek, 23 sierpnia 2012

Knicks New Jerseys, czyli Nowojorczycy odświeżają swój wizerunek

       Przed rozpoczęciem ostatniego sezonu władze Nowojorskiej drużyny dokonały zabiegu kosmetycznego na logo zespołu, z którego zniknął czarny kolor. W trakcie trwania poprzednich rozgrywek odświeżone logo pojawiło się na parkiecie Madison Square Garden. 

Od dłuższego czasu spekulowano nad wprowadzeniem nowych koszulek w sezonie 2012/13- sugerować to miała znaczna obniżka cen obecnych strojów. Jak co roku NBA 2K niechcąco (albo i chcąco) uchyla nieco rąbka tajemnicy odnośnie nowych koszulek drużyn na nadchodzący sezon. Tak też się stało w przypadku strojów Knicks, gdzie na jednym z filmików można było zauważyć ich nowe wzory.


 Swoją drogą, to Felton chyba nie schudł za wiele

Nowe logo na spodenkach

Dodatkowo na sportslogos.net pojawiły się obrazki porównujące stare i nowe wersje strojów: 


Jak widać i w tym przypadku pozbyto się czarnego koloru (nie ma go na wypustkach wokół kołnierzyka i zniknął szeroki czarny pasek z boków koszulek). Na plecach pojawiło się nowe, nieco mniejsze alternatywne logo, którego używano wcześniej w latach 70-tych. Czcionka głównego napisu na przodzie również uległa zmianie. Barwy nowych koszulek są bardziej stonowane i są utrzymane w vinatge'owym stylu. Kolorami i wzorem raczej nieprzypadkowo nawiązują do koszulek z przełomu lat 80-tych i 90-tych. Władze Knicks przy pomocy nowych strojów przypominają o bogatej historii zespołu, jaką nie może się pochwalić nowy rywal w mieście. Oczywiście przy okazji chce też na tym zarobić i wraz z pozbyciem się czarnych pasków z boków koszulek, odciąć się od wcześniejszej niechlubnej i zmarnowej dekady pełnej niepowodzeń. Podstawową barwą Brooklynskich Nets jest czerń, a więc nic dziwnego że właśnie ten kolor postanowiono zastąpić neutralnym szarym (jest szary, a nie srebrny jak opisują nasi koledzy zza oceanu, zresztą podobnie jak barwa Lakers, która jest żółta, jak żółtko a nie świecąca jak złoto).

New York Knicks dzięki nowym strojom nie tylko odświeżają swój wizerunek, ale również przypominają Nets o swojej historii. Czy bardziej podobają wam się nowe stroje? Wszystkich czytających ten blog zachęcam do polubienia fan page'a na facebooku Dishin & Swishin, na którym znajdziecie więcej newsów i ciekawostek.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Fast Break


       Okres międzysezonowy i zakończenie olimpijskich rozgrywek wcale nie muszą oznaczać wakacji od najlepszej koszykarskiej ligi świata i jej zawodników. Uważam, że jest to świetna okazja do poszerzenia swojej wiedzy na temat zmierzchłych czasów NBA i historii Nowojorskich Knicks. Można to robić w różny sposób- poprzez czytanie książek, archiwalnych artykułów, czy oglądanie starych meczów, materiałów dokumentalnych oraz filmów. W trakcie zwykle nie starcza nam na to wszystko czasu.

Na nudne wakacyjne popułdnia polecam amerykański film z 1979 'Fast Break', który został wyreżyserowany przez Jacka Smighta (producentem filmu była osoba o znajomie brzmiącym nazwisku- Stephen Friedman). Produkcja należy do klasyki 'filmów o koszykówce'. 'Fast Break' jest prostą i przyjemna do oglądania komedią. Opowiada ona historię zakochanego w koszykówce mieszkańca Brooklynu- Davida Greene'a (granego przez George'a Kaplana), który marzy o posadzie trenera w drużynie uniwersyteckiej. Jak to bywa w luźnych amerykańskich komediach, marzenia Grene'a się spełniają i dostaje on propozycję poprowadzenia fikcyjnego zespołu z Nevady. Oczywiście na swojej drodze musi stawić czoła wyzwaniom i przeciwnością losu. W filmie napotkamy kilka śmiesznych sytuacji oraz interesujących dialogów jak choćby:

'I wanna everybody pay close attention to what Preacher just did. Because you never gonna see that again. It was a demonstration of Harlem Globtrotters bullshit'

Oczywiście nie dodałbym tego wpisu gdyby nie akcent Nowjorskich Knicks. W rolę jednego z głównych bohaterów- Hustlera- wcielił się Bernard King, który co prawda nie był wtedy jeszcze graczem Knicks, ale my już wiemy jak potoczyła się jego przyszłość. Oswojenie się z grą przed kamerą, podobnie jak na parkiecie, najwidoczniej nie sprawiło większych problemów Kingowi, gdyż wypadł naprawdę przyzwoicie jak na amatora. Troche kontrowersji po latach może budzić scena 'pościgu policyjnego', w trakcie której zawodnicy starają się pozbyć marihuany. Jak wiemy King miał problemy z prawem z powodu niebezpiecznej jazdy pod wpływem alkoholu i posiadania marihuany. Poza tym jest to jedna z najśmieszniejszych scen z filmu.

Obok Kinga i Kaplana w filmie możemy zobaczyć też Harolda Sylvestera, znanego głównie z odgrywania roli Griffa w sitcomie 'Świat według Bundych'. Epizodyczny występ zaliczył też Laurence Fishburne. Poniżej znajdziecie video do pierwszej części filmu z Youtube, na którym można znaleźć wszystkie pozostałe:


Nawiązując do umiejętności aktorskich Bernarda Kinga i ostatnio głośnej kampani reklamowej Foot Lockera- poniżej znajdziecie filmiki do kampani Converse 'Choose your weapon' z 1987 roku oraz reklamę z Carmelo Anthonym z czterema jego sobowtórami i podróbką Landry'ego Fieldsa. Która z kampanii bardziej wam sie podoba?



wtorek, 14 sierpnia 2012

Powroty Króla


       Bernard King nigdy nie został wybranym MVP ligi, nie wliczono go do grona 50-ciu najlepszych zawodników na 50-lecie NBA, wciąż znajduje się poza Hall of Fame, nie odciął siatki w trakcie swojej kariery w NCAA, nie jest posiadaczem mistrzowskiego pierścienia, co więcej nigdy nie zagrał w finałach NBA. Jednak pomimo braku tych znamiennych sukcesów trudno go nie zaliczyć do grona zwyciezców- głównie z powodu ciągłego pokonywania przeciwności losu oraz własnych słabości. Bernard, wbrew negatywnym opiniom wszelkich specjalistów, jako pierwszy zawodnik w NBA powrócił do wysokiego poziomu gry po odniesieniu ciężkiego urazu, jakim było zerwanie więzadła krzyżowego przedniego (ACL). Na obecną chwilę przykład jego powrotu do zdrowia daje nadzieję na odzyskanie formy sprzed kontuzj byłemu MVP Derrickowi Rose'owi, czy Imanowi Shumpertowi. 

'Jest najgroźniejszą maszyną do zdobywania punktów, jaką kiedykolwiek widziałem'- tak na temat Bernarda Kinga wypowiedział sie legendarny trener Knicks Red Holzman. King był specjalistą w dziedzinie znajdowania drogi do kosza. Był jednym z najbardziej charakterystycznie poruszających się graczy na parkiecie- w trakcie biegu sprawiał wrażenie jakby był lekko odchylony do tyłu. Jego grę cechował najszybciej uwalniany rzut z całej ligi, który o dziwo na początku kariery w NBA miał być jedną z głównych niedoskonałości i pierwszym elementem do poprawy. Kingowi zarzucano, że oddaje rzut jeszcze przed osiągnięciem najwyższego poziomu co miałoby ułatwiać rywalowi jego zablokowanie. Jak się później okazało- niedoskonałość zamieniła się w najgroźniejszą broń. Ta umiejętność oraz 'mid-range jumper' dawał mu przewagę nad obrońcami, nie nadążali blokować jego rzutów i czuli jego rytmu. Dla wyższych obrońców był za szybki, a wolniejszych zwyczajnie 'przeskakiwał'. Jego rzut był na tyle groźny, że z łatwością nabierał na 'fake' kryjących go graczy. Był mistrzem w dostawaniu się pod kosz wzdłuż linii końcowej, jak przyznał Rick Pitino, były aysystent trenera w czasach gry Kinga w Knicks: 'Na 9 z 10 takich sytuacji King znajduje sposób na zdobycie punktów'. Był twardym graczem w ataku i potrafił 'potłuc' bardziej swojego rywala w akcji ofensywnej niż w obronie, o czym zresztą przekonał się były gracz Lakers Jamal Wilkes. Bernard King słynął ze swej efektywności, przez całą karierę w NBA trafiał z gry przy skuteczności bliskiej 52%, a w najlepszych latach swojej gry miał sezony na poziomie 58% (w NCAA przez 3 lata jego skuteczność z gry wynosiła 59%).

THE ERNIE AND BERNIE SHOW


King, wraz z 3 braćmi i siostrą wychowywał się w biednej części Brooklynu, jednak uczeszczał do szkoły dla klasy średniej. Już w liceum Fort Hamilton High School widziano w nim przyszłą gwiazdę koszykówki. Nie interesowało go życie uliczne i bardziej mu zależało, aby zaimponować trenerom koszykówki niż kolegom z podwórka. Poza tym Pani Thelma King ceniła sobie dyscyplinę i nie pozwalała, aby jej syn przebywał na boisku gdy robiło się już ciemno. Bernard musiał wracać do domu zawsze przed 21. Dlatego też mając ograniczony czas nie marnował żadnej minuty spędzonej z piłką. Później żartowano, że przełożyło się to na jego efektywność w grze. King przyznał, że dorastając w gettcie musiał dokonywać sam właściwych wyborów i tak naprawdę nikt nie wskazał mu koszykówki jako drogi życiowej oraz nie uczył go jak pojąć tę grę. 

W 1974 zamienił Brooklyn na studia w peryferyjnym Knoxville w stanie Tennessee. Osobą odpowiedzialną za werbunek Nowojorczyka do drużyny Volunteers, był trener wykonawczy Stu Aberdeen, który rok wcześniej spędził ponad dwa miesiące w Nowym Jorku, aby zrekrutować inną gwiazdę szkoły średniej, Ernie Grunfelda. Obok lokalnej sławy, młodych graczy kusił również program trenera Raya Mearsa, którego system opierał się głównie na indywidualnych umiejętnościach swoich najlepszych zawodników i z dumą przyznawał, że Vols mają 'stars system'. King z Grunfeldem tworzyli wtedy najbardziej rozpoznawalny duet w NCAA, który ochrzczono mianem 'The Ernie and Bernie Show'. Przez trzy lata wspólnej gry w Southeastern Conference razem średnio notowali blisko 50 punktów na mecz. Pomimo tego, że obaj zawodnicy byli typowymi 'scorerami' to ich odmienne style doskonale się uzupełniały. King straszyl swoich rywali rzutem z pół-dystansu, natomiast Grunfeld penetrował polę trzech sekund. W 1977 roku zdobyli mistrzostwo konferencji sezonu regularnego, jednak tylko dwukrotnie udało im się dostać do NCAA Tournament, gdzie za każdym razem odpadali w pierwszej rundzie. 'Ernie and Bernie' na profesjonalnym szczeblu miała jeszcze okazję do wspólnych występów w barwach Knicks. W Nowym Jorku spędzili razem 4 sezony, które okazały się zdecydowanie mniej pomyślne dla Ernie'go (Grunfeld po zakończeniu kariery dokonywał analiz dla radia z sieci MSG, następnie został asystentem trenera Stu Jacksona i pełnił różne role w administracji Knicks, by w końcu zostać wice-prezydentem i głównym menedżerem)

King już w swoim debiutanckim meczu przeciwko Wisconsin-Milwaukee King zaprezentował swoje umiejętności strzeleckie zdobywając 42 punkty. W pierwszym roku gry w NCAA, w sezonie 1974/75 notował średnie statystyki na poziomie 26.4 PPG, .622 FG% i 12.3 RPG. Natomiast w trakcie trzy-sezonowej kariery w NCAA zdobywał blisko 26 punktów na mecz i zbierał średnio ponad 13 piłek z tablicy. W ostatnim sezonie gry dla Tennessee po raz pierwszy pojawiły się poza-parkietowe problemy Kinga. W październiku 1976 został aresztowany za niebezpieczną jazdę i prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu oraz posiadanie marihuany. Odbiło się to źle na zdrowiu trenera Mearsa, który był znany z tego,że cenił sobie dyscypline na parkiecie jak i poza nim. W wyniku wyczerpania nerwowego trafił on do szpitala. Po kłopotliwym sezonie King zdecydował się przystąpić do draftu NBA. 13 lutego 2007 jego koszulka z numerem 53 zawisła pod kopułą Thomson-Boling Arena. Był to pierwszy zastrzeżony numer przez uczelnię z Tennessee (pozostałe dwa numery należą do zawodników dobrze znanym fanom z MSG- wcześniej wspominanego Ernie Grunfelda oraz Allana Houstona). 

POCZATKI W NBA I KŁOPOTÓW CIĄG DALSZY


10 czerwca 1977 roku New York Nets  z 7 numerem w drafcie postawili na niesfornego niskiego skrzydłowego. King jako rookie stał się najlepiej punktującym zespołu i ze średnią 24.2 oczek na mecz znalazł się na 10 miejscu w ogólnej klasyfikacji strzeleckiej w NBA. W sezonie poprzedzającym przyjście Kinga do ligi, Nets odnieśli zaledwie 22 zwycięstwa. W kolejnych rozgrywkach, po przenosinach do New Jersey, liczba wygranych wzrosła zaledwie do 24. Jednak to w głównej mierze świetna postawa młodego strzelca zapobiegła totalnej klapie. Osiągnięcia z debiutanckiego sezonu zadecydowały o włączeniu go do All Rookie Team, lecz nie wystarczyły już na przyznanie mu nagrody Rookie of the Year, która powędrowała w ręce Waltera Davisa (wujka Huberta Davisa) występującego w zdecydowanie lepszej drużynie z Phoenix. King wciąż sprawiał problemy poza parkietem. W przeciągu 15 miesięcy był aresztowany pięć razy, głównie za jazdę pod wpływem alkoholu i kradzieże. Ponadto zdarzało mu się spóźniać na mecze i opuszczać treningi. 

W następnym sezonie King wsytapił we wszystkich 82 spotkaniach swojego zespołu, lecz jego średnia zdobycz punktowa zmalała do 21.6 na mecz. Nets poprawili swoje wyniki i awansowali do Play Offs, gdzie zostali wyeliminowani w pierwszej rundzie przez Sixers. King nie przestawał sprawiać problemów w życiu prywatnym, które przyczyniły się do przehandlowania go przez Nets do Utah Jazz. W 1980 został aresztowany za napaść na kobietę w jednym z hoteli w Salt Lake City. Jak się później okazało King przyczyna jego zachowania były problemy z alkoholem. Później przyznał, że:

"Przez pięć lat byłem opętany przez to coś. Stworzyło to tyle zamieszania w moim życiu, że koszykówka zeszła na drugi plan. Miałem chorobę, która mnie zabijała. Nie zmieniłem tego by pomóc mojej karierze. Zmieniłem to, aby dalej żyć."

Większość swojego pobytu w Salt Lake City spędził na walce ze swoim uzależnieniem. Wystąpił w zaledwie 19 meczach dla Jazz. W następnym sezonie Warriors nie bali się zaryzykować i zaufali robiącemu postępy w rehabilitacji Kingowi. Wraz z World B. Free mieli stworzyć najbardziej ekscytujący team w Bay Area od czasów Rick'a Barry'ego. Pierwszy sezon gry dla Golden State okazał się być najbardziej skutecznym, ze wszystkich w karierze Kinga. W 81 meczach zdobywał średnio 21.9 punktów przy blisko 59% skuteczności z gry. NBA doceniło postawę zawodnika, którego kariera jeszcze rok temu wisiała na włosku i przyznano mu nagrodę Comeback Player of the Year. Jego Warriors odnieśli 39 zwycięstw, które nie wystarczyły na załapanie się do fazy posezonowej. Rok później Warriors osiągneli zwycięski bilans z 45 wygranymi, jednak to wciąż było za mało na grę w Play Offs. King poprawił też swoją średnią zdobycz punktową do 23.2 na mecz i po raz pierwszy został wybrany do All-Star Game. To nie widowiskowość zadecydowała o jego wyborze do Meczu Gwiazd, ale przede wszystkim charakteryzująca jego grę niesamowita efektywność oraz wysoka skuteczność. Przez 7 kolejnych sezonów trafiał przynajmniej 50% rzutów z gry. W 1982 roku został wybrany też do All NBA Second Team.

POWRÓT DO NOWEGO JORKU


Po sezonie 1981-82 Kingowi skończyła się umowa i został wolnym agentem. Pierwszą drużyną zainteresowaną jego usługami byli New York Knicks, którzy zaoferowali mu kontrakt dla weterana. Oferta Nowojorczyków została wyrównana przez Warriors. Jednak jeszcze przed rozpoczęciem nowego sezonu obie władze obu zespołów doszły do porozumienia i dokonały wymiany, w której Michael Ray Richardson przeniósł się do drużyny z Bay Area, a Bernard King powrócił do Nowego Jorku. Richardson, podobnie jak King, miał duże problemy z używkami, które były plagą NBA na przełomie lat 70tych i 80tych. Dlatego też Knicks zbyt wiele nie ryzykowali pozyskując Kinga, który w przeciwieństwie do Richardsona od dwóch lat zaczął dokonywać znacznych postępów nie tylko w grze, ale i w rehabilitacji. 



Knicks w pierwszym sezonie od pojawienia się Kinga w zespole odnieśli 44 zwyciętwa i odpadli w półfinale konferencji w pojedynku z Sixers. King był najlepszym strzelcem zespołu i zdobywał średnio 21.9 punktów na mecz, pomimo tego że Knicks prowadzeni przez trenera Hubie'ego Browna byli najwolniejszą drużyną w całej lidze. King dokonał jeszcze większych postępów w sezonie 1983-84, który był prawdopodobnie jego najlepszym w karierze. 31 stycznia i 1 lutego był sprawcą 'Teksańskiej Masakry', której dokonał w trakcie meczów z San Antonio Spurs i Dallas Mavericks zdobywając w nich po 50 punktów przy skuteczności 40 na 58 z gry. Wcześniej ostatnim graczem NBA, który zdobył przynajmniej 50 punktów w dwa dni pod rząd był Wilt Chamberlain popisując się taim występem w lutym 1964 roku. Natomiast Rick Barry jako ostatni wtedy zdobył 50 punktów lub więcej w dwóch kolejnych meczach- dokonal tego w lutym 1967. To nie były jedyne rekordy jakie udało się pokonać Kingowi w tym sezonie. W trakcie pamiętnej potyczki w pierwszej rundzie Play Offs z Pistons pobił rekord Elgina Baylora z 1961 roku w ilości zdobytych punktów w pięciomeczowej serii- rzucając w sumie 213 punktów. Ta zdobycz dawała mu średnio 42.6 punktu na mecz- całkiem niezła seria jak na gracza drużyny utrzymującej jedno z najwolniejszych temp w NBA. King znajdował się wtedy na innym, wyższym poziomie gry i nawet znakomite występy Isiah Thomasa nie pomogły Pistons w przejściu do następnej rundy. W drugim spotkaniu serii King zdobył 23 punkty z rzędu dla swojego zespołu tym samym pobijając wcześniejsze rekordy Wilta Chamberlaina i Walta Hazzarda.


W półfinale konferencji Nowojorczykom przyszło się zmierzyć z prawdopodobnie jedną z najlepszych druzyn w historii NBA- Celtics '84. King nie mógł liczyć na pomoc kolegów podobną do tej, jaką otrzymywał Larry Bird od Kevina McHale'a, Roberta Parisha i Dennisa Johnsona. Zresztą ta sytuacja nakreślała przebieg większości kariery Kinga, w trakcie której grał w co najwyżej przeciętnych drużynach. Bill Cartwright i Truck Robinson byli jedynymi graczami w składzie Knicks, poza Kingiem, mającymi na koncie występ w All Star Game. Jednak wspomniana dwójka miała 'gwiazdorskie lata' już dawno za sobą- Cartwright zagrał w Meczu Gwiazd tylko w 1980 roku, a Robinsonowi udało sie tego dokonać po raz ostatni w 1981. Brak odpowiedniego wsparcia nie przeszkodził w doprowadzeniu do 7-mio meczowej rywalizacji. Jednak to Celtics cieszyli się z awansu do finału konferencji, gdzie w 5-ciu meczach pokonali Bucks, a następnie sięgneli po mistrzostwo wygrywając w finale NBA z Lakers. 

Pojedynki strzeleckie z Isiah Thomasem i Larry Birdem stały się klasykiem gatunku. W meczach z Celtics King zaliczał ponad 29 punktów na mecz, przy 30.4 Birda. Zawiódł tylko w drugim spotkaniu, w którym przy 13 rzutach z gry zdobył zaledwie 13 punktów. W trzech zwycięskich meczach Knicks notował kolejno po 24, 43 i 44 punkty- co tylko obrazuje jak bardzo Knicks byli zależni od dyspozycji Kinga. W sezonie 1983-84 wraz z Birdem, Magiciem, Jabbarem i Isiah został wybrany do All-NBA First Team oraz powrócił do meczu gwiazd. Ze średnią 26.3 punktów na mecz uplasował się na 5 miejscu w klasyfikacji strzelców.

Przed rozpoczęciem nowych rozgrywek Knicks nie dokonali żadnych znaczących wzmocnień i zaczeli je od marnego startu z jedynie dwoma zwycięstwami i dziewięcioma porażkami. W trakcie sezonu spekulowano, że Nowojorczycy zdecydowali się na 'tankowanie', aby zwiększyć swoje szanse w nadchodzącym drafcie i sięgnąć po Patricka Ewinga. Pomimo tego, Bernard King nie spuszczał z tonu i grał na coraz to wyższych obrotach. Praktycznie cały czas utrzymywał formę z poprzednich Play Offs grając na jednym z najwyższych poziomów w lidze. W Boże Narodzenie w meczu przeciwko Nets rzucił 60 punktów, co do tej pory jest rekordem ilości zdobytych punktów przez zawodnika Knicks. Jego wyczyn stał się flagowym produktem świątecznych meczy i co roku nawiedza fanów Knicks niczym duch minionych świąt z 'Opowieści wigilijnej'. Knicks nie wygrali tego meczu, jak i większości pozostałych (od meczu z Nets do końca stycznia wygrali zaledwie 5 z 17 spotkań). King stał się pogromcą Nets w trakcie tych rozgrywek, bo w następnym pojedynku drużyn zdobył 55 punktów.


Brak awansu do Play Offs okazał się być niejedyną konsekwencją nieudanego sezonu dla drużyny z Nowego Jorku. 23 marca 1985 roku w meczu z Kansas City, King chcąc powstrzymać 'fast break' przeciwników skoczył do bloku, już w momencie odbijania się od parkietu doszło do zerwania więzadła krzyżowego przedniego w prawym kolanie. Taka diagnoza dla eksplozywnego strzelca była niczym wyrok śmierci. Chociaż King nie wystąpił w dalszej części rozgrywek (zagrał w 55 meczach) to ponownie wybrano go do All-NBA First Team i ze średnią 32,9 na mecz został najlepszym strzelcem ligi. Od tamtej pory żaden zawodnik Knicks nie zostal wybrany do pierwszej piątki sezonu dwa lata z rzędu, a jedynie Ewingowi udało się dostać do tego elitarnego grona tylko raz w 1990 roku. 

Knicks w przerwie między sezonami osiągneli swój cel i z pierwszym numerem w drafcie wybrali Patricka Ewinga. King później przyznał, że dwa momenty w tym trudnym okresie były dla niego szczególnie bolesne. Pierwszym z nich była diagnoza nie dająca mu szans na powrót do dyspozycji sprzed kontuzji. Równie bolesny był moment, w którym zdał sobie sprawę, że Knicks z Ewingiem mają w końcu realną szansę na walkę o mistrzostwo, a on nie będzie mógł im w tym pomóc. W trakcie rehabilitacji zarzucano mu, że rzadko pojawia się na ławce rezerwowych, nie jest częścią zespołu i nie wspiera swoich kolegów. W trakcie sezonu 1985-86 pojawił się zaledwie na trzech spotkaniach. King tłumaczył, że przebywanie na meczach wiązało się z przypływem emocji związanych z grą, w której prawdopodobnie nie będzie mógł już brać udziału. Trzymanie się z dala od meczów powstrzymywało te emocje i pomagało w rehabilitacji. King był bliski powrotu do gry już na początlku sezonu 1986-87, ale podczas joggingu jego noga wpadła w dziurę, odnowiła uraz i zmusiła do pozostania poza parkietem przez kolejne 6 miesięcy. Ostatecznie King wyleczył swoją kotuzję i po ponad dwóch latach przerwy ponownie zadebiutował 10 kwietnia 1987 w meczu z Milwaukee. Knicks pod koniec tego sezonu dopadła plaga urazów, która posadziła na ławce między innymi Patricka Ewinga. Dlatego też powrót Kinga był tak potrzebny drużynie, która przez ostatnie trzy sezony odnotowała największą ilość porażek w lidze. Prawdopodobnie żaden powracający gracz po kontuzji nie był witany tak długą owacją przez fanów w Garden:


King w sezonie 86/87 zagrał zaledwie w sześciu spotkaniach- wszystkich przegranych przez Nowojorczyków. Pomimo znacznie wolniejszych ruchów i utraty eksplozywności King notowal w nich średnio 22.7 punktu na mecz. Po sezonie Knicks- całkiem w swoim stylu- nie docenili wysiłku w walce z powrotem do zdrowia Kinga i nie przedłużyli wygasającego kontraktu. Była to jedna z najgorszych decyzji kadrowych Nowojorskiej drużyny w historii, która przekreśliła możliwość wspólnej gry Ewinga i Kinga w jednej drużynie. Bernard doskonale wypełniłby luki Knicks w nadchodzących sezonach, w trakcie których brakowało drugiej strzelby ofensywnej drużyny oraz zawodnika potrafiącego zdobywać punkty z dalszej odległości od kosza. 

King zmienił styl swojej gry i pomimo 30-stu lat z roku na rok czynił większe postępy. Od sezonu 1987-88 stał się zawodnikiem Washington Bullets. W pierwszym roku gry dla druzyny ze stolicy zdobywał średnio 17.2 punktów na mecz. Jednak w każdym następnym sezonie przystosowując się do nowego stylu gry polepszał swoje statystyki i grę. Jego zdolność do zaadaptowania się w nowej sytuacji była zauważalna nie tylko w stylu jego po kontuzji, ale w każdym meczu. Kiedy zmieniano obrońcę kryjącego Kinga po kilku akcjach potrafił wychwycić jego słabości i zastosować odpowiednie zwody, aby wypracować sobie czystą pozycję do rzutu (choć rzuty przez ręcę nie obniżały znacznie jego skuteczności). King w sezonie 1990-91, w wieku 34 lat, ponownie powrócił na wysoki strzelecki poziom zdobywając średnio 28.4 punktów na spotkanie. Jego znakomita forma sprawiła, że powrócił do All-Star Game po 6 latach przerwy- stając się najstarszym zawodnikiem meczu gwiazd wracającym do niego po tak długiej przerwie.

W tym samym roku King 31 stycznia, na kilkanaście dni przed ASG, King rzucił przeciwko Knicks w Madison Square Garden 49 punktów:


Niespełna miesiąc później, 26 lutego powrócił do Mekki Koszykówki w równie niesamowitym stylu notując 44 punkty, 12 zbiórek, 6 asyst, i 4 przechwyty- tym samym udowadniając, że wciąż jest królem Nowego Jorku:


King jeszcze w tym samym sezonie nabawił sie nowego urazu, jednak tym razem nie udało mu się już powrócić do pełni zdrowia. Zakończył swoją karierę w 1993 roku jako zawodnik Nets. Niestety uraz uniemożliwił mu tez przekroczenia symbolicznej sumy 20 tysięcy punktów. Pomimo wielu starań i zgłaszania kandydatury nie został jeszcze przyjęty do koszykarskiego Hall of Fame, co jest wciąż niezrozumiałą kwestią dla wielu osób zajmujących się NBA (m.in. dla Billa Simmonsa brak przyjęcia Kinga do grona sław koszykówki przyczynił się do powstania pomysłu o stworzeniu nowej Hall of Fame). Marv Albert podkreślił, że King w trakcie trzech sezonów przed pamiętną kontuzją grał na poziomie najlepszych tego sportu i wskazał go jako gracza, który powinien dołączyc do grona 50-ciu najlepszych zawodników NBA w historii. King w trakcie swojej kariery udowodnił, że jak mało kto po długich przerwach potrafi powracać do grona najlepszych- może i tym razem po latach od zakończenia kariery stanie się bohaterem ceremonii w Springfield? 

Bernard King jest jednym z najbardziej niedocenianych graczy w historii NBA. O ile Ewing był najlepszym graczem Knicks lat 90-tych, to wcześniejsza dekada zdecydowanie należała do Kinga. Bernard podczas swojego pobytu w Nowym Jorku w przeciwieństwie do Ewinga nigdy nie miał możliwości do gry w drużynie mającej realne szanse na zdobycie mistrzostwa. Pomimo tego był blisko pokonania jednego z najlepszych teamów w historii NBA i ewentualnego awansu do finałów. Niestety nawet władze Knicks nie doceniły jego dokonań i nie zdecydowały się zawiesić jego koszulki w Madison Square Garden. Czyżby dlatego, że przypominałaby ona błąd jaki popełnił menedżment drużyny nie przedłużając z nim umowy po powrocie z kontuzji?

wtorek, 7 sierpnia 2012

Melo i STAT, czyli w czym tak naprawdę tkwi problem?

       

       Knicks pozyskali sporo nowych zawodników i uzupełnili podstawowe braki w grze zespołu, ale to głównie od współpracy Melo i STATa będą zależeć losy ekipy z Garden w przyszłym sezonie. Może się okazać, że produktywny okres Glena Grunwalda na rynku wolnych agentów nie będzie miał większego wpływu na poprawę gry Knicks, jeśli dwójce gwiazd zabraknie miejsca po tej samej stronie parkietu, a jedna piłka w grze nie wystarczy. Przy takim obrocie spraw, tylko potwierdzą się przypuszczenia o wątłej konstrukcji drużyny, sztucznie podtrzymywanej drewnianymi belkami.

Amar’e Stoudemire znacznie obniżył poziom swojej gry pod koniec zeszłego sezonu. Przyczyn doszukiwano się m.in. w zbyt dużej eksploatacji jego gry przez D’Antoni’ego, kontuzji pleców, odejściu Feltona i w końcu pojawieniu się Carmelo Anthony’ego. Amar’e, wraz z przyjściem Melo, powoli przestawał być opcją ofensywną numer jeden zespołu. Do tego w wymianie stracił kolegów, którzy potrafili podać mu piłkę. Stoudemire jak mało kto potrzebuje dograń od pozostałych graczy z zespołu – do jego największych broni w ofensywie należą umiejętne rollowanie do kosza przy pick and rollu oraz ścięcia. W sezonie 2010/11 w roli ‘rollującego’ występował w blisko 10% zagrań w ataku (55,5 % skuteczności) – podobną część zagrań w ofensywie stanowiły ścięcia (58.8% skuteczności).

Po kontuzji pleców stracił swój szybki pierwszy krok, stał się mniej atletyczny, a jego drybling uległ jeszcze większemu pogorszeniu. Numer 1 Nowojorczyków tłumaczył się brakiem możliwości odpowiedniego przygotowania do rozgrywek oraz przedłużającym się lokautem. Już od początku sezonu 2011/12 można było zauważyć, że nie jest tym samym graczem, któremu zaoferowano stumilionowy kontrakt. Jego jumper z rogu strefy trzech sekund przestał być morderczy, przez co też jego ‘fake’ i ‘jab step’ straciły moc i nie straszył już obrońców – tym samym uniemożliwiając mu przedostawanie się pod kosz.

Jego ilość ofensywnych zagrań w izolacjach w porównaniu do rozgrywek 2010/11 drastycznie się obniżyła z 32,3% do 19,9%. Mało imponująco wyglądał również poziom skuteczności w grze jeden na jeden, który spadł z 41% do 33.8%. Co ciekawe, w porównaniu do sezonu 2010/11 procentowo wzrosła skuteczność oraz ilość zagrań Stoudemire’a we wcześniej wspominanym pick and rollu (do 13% przy 60,2%) oraz ścięciach (12,6% przy skuteczności 64,8%). Jednak jego udział w ogólnej grze ofensywnej całego zespołu stał się znacznie zmalał w porównaniu do rozgrywek 2010/11.
Amar’e ze swoją obniżką formy starał się wpasować w nowe środowisko drużyny. Dlatego też w nieco zastygłej ofensywie Knicks i brakiem miejsca pod koszem coraz częściej próbował swoich sił jako spot-up shooter (z 10,1% swojej ofensywy do 15,3% w ostatnim sezonie) jednak dokonywał tego przy coraz gorszej efektywności (spadek skuteczności z 46,6% do 40,2%).
Aby znowu stanowić o sile ofensywnej swojej drużyny, Stoudemire będzie musiał w trakcie przygotowań do nowych rozgrywek przypomnieć sobie jak rzucać z półdystansu. Na pewno też dobrze wpłyną na jego grę zaplanowane sesje z Olajuownem i praca nad rozwinięciem gry w postcie. Element tej gry jest bolączką nie tylko u STATa, ale również wśród pozostałych wysokich Knicks (Chandler ma również brać udział w treningach).
Z jednej strony nie ma co się dziwić, że rola Stoudemire’a w ofensywie Knicks znacznie się zmniejszyła wraz z pojawieniem się Melo. Jest to swego rodzaju kolej rzeczy. Gdy do zespołu dołącza nowy superstrzelec, to stary lider musi zrobić dla niego miejsce, dzielić się z nim grą- przez co ich statystyki spadają. Tak się stało gdy do Miami przeszli James i Bosh, czy po utworzeniu ‘Wielkiej Trójki’ w Bostonie.
Jednak w przypadku Carmelo Anthony'ego sprawy przedstawiają się trochę inaczej. Co prawda, od momentu stania się ‘Knickiem’ podaje trochę więcej (średnio w sezonie regularnym z 2,8 asysty na mecz do 3,6) i ma mniejszą średnią zdobycz punktową, lecz w głównej mierze jest to konsekwencja obniżonej skuteczności z gry (z 45% w ostatnim sezonie gry dla Nuggets do 43% w 2011/12). Anthony wciąż oddaje blisko 19 rzutów na mecz, a jego gra w ofensywie wciąż zużywa 31% posiadania piłki przez jego zespół, gdy ten znajduje się na parkiecie (czwarty pod tym względem w lidze). Dla porównania USG% Amar’e spadło z 30,9% do 25,4%, a średnia ilość oddawanych rzutów z 19 do niespełna 14. Oczywiście ograniczona rola Amar’e nie jest jedynie następstwem ‘pochłaniania’ gry przez Melo, bo równie decydujący wpływ miały na to jego urazy, problemy osobiste oraz słabe przygotowanie do sezonu.
Anthony nie zmienił też znacznie stylu swojej gry, tak aby lepiej wpasować się do potrzeb zespołu. Najprawdopodobniej D’Antoni chciał dodać do jego kompetencji rozgrywanie akcji ofensywnych i przesunąć jego kwalifikacje z egzekutora do roli ‘point forwarda’. Jak sam Carmelo później przyznał, wizja byłego trenera Knicks wymagała zbyt wielu poświęceń. Jego ostatnie występy w reprezentacji USA udowodniły, że najlepiej spełnia się w roli ‘finishera’. Zresztą ciężko czego innego oczekiwać od zawodnika, którego ofensywa w 37 procentach opiera się na grze ‘jeden na jeden’. Pomimo tego, że w ostatnim sezonie ilość akcji Melo w izolacji nieco obniżyła się do 35,5%, to i tak jest to minimalna zmiana w porównaniu do ponad 12% spadku tego typu zagrań u Amar’e. Ponadto Carmelo, grając dalej od kosza, trafia na mniejszej skuteczności w ISO od Stoudemire’a- 37,4% trafionych rzutów. Duży wpływ na niskie statystyki Anthony'ego miał jego słaby początek sezonu, kiedy nie mógł odnaleźć rytmu gry. Wraz ze zmianą trenera można było zauważyć odzyskanie rytmu i ogólną poprawę gry. 
Pomimo tego, że styl gry Anthony’ego cechuje indywidualizm, to wciąż należał on do najlepiej podających zawodników Knicks w poprzednim sezonie. Chociaż i tutaj można trafnie skwitować tę statystykę powiedzeniem, że na bezrybiu i rak ryba. Najwięcej kluczowych podań dla Nowojorczyków rozdał Jeremy Lin – 216 asyst w 35 spotkaniach, 6.2 APG. Za Linem pod względem średniej ilości asyst na mecz znalazł się Baron Davis z wynikiem 4.7 APG (135 asysty w 29 występach). Natomiast Anthony był na drugim miejscu pod względem sumy rozdanych podań otwierających drogę do kosza. W przeciągu sezonu zanotował 200 asyst, jednak potrzebował do tego 55 spotkań, co daje mu 3.6 APG.
Największa ilość asyst Anthony’ego lądowała w rękach Tysona Chandlera – ponad 21% dograń w trakcie 52 wspólnie rozegranych meczów sezonu regularnego. Amar’e był odbiorcą 20% podań i znalazł się minimalnie na drugim miejscu za Tysonem, jednak miał okazję jedynie do 39 wspólnych występów z Anthonym. Dlatego też jego średnia ‘obdarowań’ przez Carmelo, bliska jednej na mecz, jest najwyższą w całej drużynie. Co interesujące, na trzecim miejscu z 33 podaniami od Melo znalazł się Landry Fields, który podobnie jak STAT nie mógł odnaleźć rytmu gry od czasu transferu Anthony’ego do Knicks.
Anthony był na ex-equo trzecim miejscu, ze wszystkich Knicks, w ilości skutecznych uruchomień rolującego Stoudemire’a w pick and rollach. W sumie, tego typu zagrywka w wykonaniu STATa powiodła się 53 razy w trakcie poprzedniego sezonu (wliczając PO), z czego najwięcej razy kontrolującymi piłkę byli Lin i Davis po 11 razy oraz właśnie Anthony z Fieldsem po 8 razy. 
Natomiast przy ścięciach Stoudemire był najczęściej obdarowywany przez Carmelo i Lina – po 11 razy przy 59 udanych próbach Amar’e w całym sezonie. Nie są to zawrotne ilości, ale udowadniają że współpraca dwóch liderów jest możliwa- przynajmniej w ofensywie. Najlepiej pokazuje to akcja z meczu z Sixers (zaczyna się od 01:05), która udowadnia, że jeśli się chce to się potrafi (odnośnie potencjału Melo):

Dodanie do składu Tysona Chandlera ma istotny wpływ nie tylko na samą grę Stoudemire’a, ale na jego współpracę z Anthonym i pozostałymi zawodnikami. Chandler jest niezbędnym członkiem zespołu, bez którego defensywa Knicks przypomina stado zbłądzonych owieczek. Natomiast w zagraniach ofensywnych Tyson zabiera potrzebne dla Amar’e miejsce w strefie podkoszowej, bez którego STATowi trudniej jest rolować do kosza. Co więcej, w zeszłym sezonie udało mu się rozegrać więcej akcji pick and roll od Stoudemire i przy wyższej skuteczności- w sumie w trakcie sezon regularnego i PO zagrał 121 akcji jako rolujący do kosza, z czego 80 powiodło się zdobyciem punktów (66.1% skuteczności).
Amar’e częściej udanie rolluje i ścina do kosza, gdy Tysona nie ma na parkiecie (30 z 53 skutecznych pick and rolli i 41 z 59 ścięć). W przypadku egzekwowania ścięć przez Stoudemire’a ciężko jest u Chandlera wyróżnić jakiekolwiek tendencje w zachowaniu na parkiecie – równie często pozostaje poza strefą podkoszową, jak i ścina w przeciwnym kierunku, robi miejsce pod koszem czy stawia wysoką zasłonę. Natomiast w akcjach, w których Amar’e rolluje do kosza, Tyson najczęściej pozostaje poza ‘pomalowanym’ – przy blisko połowie tego typu zagrań.
Chandler w pick and rollach stał się tym dla Amar’e, czym Anthony w izolacjach. Stoudemire znalazł się w sytuacji, gdzie partnerzy na otaczających go z obu stron pozycjach w dużym stopniu wypełniają jego rolę w ofensywie. W tym przypadku nie chodzi już o dzielenie się piłką, czy wystarczającą ilość miejsca na parkiecie, ale o podobnie prezentowany styl gry. Dlatego, też STAT musi znaleźć swoją niszę w ofensywie Knicks, którą może się okazać ‘utracony jumperek’, czy właśnie rozwinięcie gry w postcie. Poza tym kilka razy dwójka wysokich Knicks pokazała, że potrafi współpracować ze sobą, jak chociaż podczas tej kombinacyjnej akcji z Charlotte (od 18stej sekundy filmiku), gdzie rolujący Tyson asystuje ścinającemu Amar’e:

Wiem, wiem, że po pierwsze nie gra się 82 meczów w sezonie regularnym z Bobcats, a po drugie Toney Douglas opuścił już Nowy Jork. Jednak absencję ‘Szalonego Toney’ego’ powinien wynagrodzić powrót do ‘Wielkiego Jabłka’ niemniej szalonego Raymonda Feltona. Absolwent uniwersytetu z Północnej Karoliny słynie z ofensywy opertej głównie na pick and rollu. Nie tylko często kończy akcje jako ‘ball-handler’, ale również umiejętnie uruchamia swoich partnerów. Ma za sobą owocny okres współpracy w Nowym Jorku ze Stoudemirem, gdzie w trakcie wspólnych 53 spotkań udało im się rozegrać 50 skutecznych akcji pick and rolli, w których Amar’e był rollującym do kosza (z czego 42 były zakończone dunkiem, lub lay-upem). Po odejściu Feltona, w sezonie 2010/11 jeszcze tylko 11 razy Amar’e zdobył punkty rolując do kosza.
Felton, w ostatnim sezonie jako gracz Portland, nie pokazał się z najlepszej strony. Jednak podobnie sytuacja się przedstawiała przed pierwszym przyjściem do Nowego Jorku, gdzie jego gra w Charlotte nie układała się najlepiej z podkoszowymi tamtej drużyny m.in. właśnie z Tysonem Chandlerem (ciężko o to winić wyłącznie Raymonda, bo był to również jeden z najgorszych sezonów w wykonaniu Tysona).
W przyszłym sezonie czeka ciężkie zadanie nie tylko Amar’e i Carmelo, ale też trenera Mike’a Woodsona, który bynajmniej nie słynie z wyśmienitej strategii ofensywnej. Wiele powinno pomóc wcześniej wspominane pojawienie się Feltona oraz dwójki pozostałych rozgrywających – Kidda i Prigioniego. Z dniem 1-szego listopada sztab szkoleniowy Knicks nie będzie mógł użyć wymówek z ostatniego sezonu, kiedy to po zakończonym lokaucie drużyna tłumaczyła swoje niepowodzenia brakiem możliwości przystąpienia do pełnego obozu przygotowawczego. 'Woody' oprócz opanowywania wielu zagrywek do perfekcji (jak choćby wychodzenie Tysona do stawiania wysokich zasłon i tym samym robienie miejsca dla Amar’e pod koszem, czy ścinanie Amar’e pod kosz w trakcie wykonywania rolowania przez Tysona), będzie miał czas nad opanowaniem odpowiedniej rotacji zawodników.
Ciężko sobie wyobrazić w tej chwili Stoudemire’a wchodzącego z ławki, ale zmniejszony czas wspólnej gry z Chandlerem i Anthonym (gdyby ich współpraca się nie układała) i więcej minut spędzonych z ‘drugim unitem’ powinno pozytywnie wpłynąć na grę zespołu. W przypadku line-upów obiecująco się prezentuje zestawienie Kidda, Anthonyego i Chandlera. Natomiast gra Stoudemire’a powinna pasować do stylu Feltona i Smitha (w tym przypadku gorzej z obroną obręczy, ale to przecież główna przyczyna ściągnięcia do zespołu Camby’ego i Thomasa).
W dotychczasowej historii NBA, przynajmniej od czasów wprowadzenia linii za trzy punkty, nie znajdowało się w jednej drużynie dwóch liderów grających w podobnym stylu do tego prezentowanego przez Amar’e i Carmelo. Postanowiłem to sprawdzić poprzez wyszukanie zawodników grających na pozycjach SF i PF, mających zbliżony lub wyższy USG% drużyny (31% i 22%), oddających podobną ilość rzutów na mecz (minimalnie 18 i 13), zdobywających nie mniejszą ilość punktów na mecz (22 i 17), będącymi pierwszą i drugą opcją ofensywną zespołu.
Jedyne pary spełniające to kryteria jakie udało mi się znaleźć to Webber i Stojakovic z Sacramento 2000/01, Pierce i Walker z Bostonu 2002/03 oraz Jermain O’Neal i Stephen Jackson z osławionej Indiany 2004/05. W przypadku ostatniej z wymienionych par przede wszystkim nie zgadza się pozycja, na której występuje pierwsza opcja ofensywna zespołu. W przeciwieństwie do Melo, O’Neal w duecie z Jacksonem grał na pozycji wysokiego.
Pierce i Walker z 2003, choć mogą najbardziej przypominać Melo i STATa, to jednak zawodnicy, którzy przede wszystkim lepiej podawali oraz potrafili skuteczniej włączyć do gry kolegów z drużyny. Poza tym gra ofensywna Walkera zupełnie różni się od tej prezentowanej przez STATa. Antoine nie polegał tak bardzo na zagraniach kolegów z drużyny, poza tym często straszył rzutem z dystansu, to że z mizernym skutkiem to już inna sprawa – 38% FG. Natomiast Webber i Stojakovic poza tym, że podobnie jak w przypadku Indiany 2004/05 nie zgadzają się pozycje opcji numer jeden w ataku (Webber PF, a Melo SF), to dodatkowo są duetem z całkowicie ‘innej bajki’. Kompletnie różny styl gry zawodników na obu pozycjach – poza statystykami tak naprawdę ciężko porównywalny.
Najwięcej zwycięstw z wymienionych drużyn w sezonie regularnym odnieśli Sacramento – 55. Jednak każdy z tamtych zespołów zakończył swoje rozgrywki w drugiej rundzie PO – czyżby była to wróżba na przyszły sezon dla Knicks? Trzeba jednak zwrócić uwagę na fakt, że żaden z wymienionych duetów nie miał wtedy za plecami najlepszego obrońcy ligi, co powinno mieć też duży wpływ na losy drużyny z Nowego Jorku w przyszłym sezonie. Wcześniej jej liderzy muszą nauczyć się jak ze sobą współpracować.
(Ten tekst ukazał się ponad tydzień temu na Czwarta Kwarta, ale również chciałem aby znalazł się na blogu o Knicks)