wtorek, 14 sierpnia 2012

Powroty Króla


       Bernard King nigdy nie został wybranym MVP ligi, nie wliczono go do grona 50-ciu najlepszych zawodników na 50-lecie NBA, wciąż znajduje się poza Hall of Fame, nie odciął siatki w trakcie swojej kariery w NCAA, nie jest posiadaczem mistrzowskiego pierścienia, co więcej nigdy nie zagrał w finałach NBA. Jednak pomimo braku tych znamiennych sukcesów trudno go nie zaliczyć do grona zwyciezców- głównie z powodu ciągłego pokonywania przeciwności losu oraz własnych słabości. Bernard, wbrew negatywnym opiniom wszelkich specjalistów, jako pierwszy zawodnik w NBA powrócił do wysokiego poziomu gry po odniesieniu ciężkiego urazu, jakim było zerwanie więzadła krzyżowego przedniego (ACL). Na obecną chwilę przykład jego powrotu do zdrowia daje nadzieję na odzyskanie formy sprzed kontuzj byłemu MVP Derrickowi Rose'owi, czy Imanowi Shumpertowi. 

'Jest najgroźniejszą maszyną do zdobywania punktów, jaką kiedykolwiek widziałem'- tak na temat Bernarda Kinga wypowiedział sie legendarny trener Knicks Red Holzman. King był specjalistą w dziedzinie znajdowania drogi do kosza. Był jednym z najbardziej charakterystycznie poruszających się graczy na parkiecie- w trakcie biegu sprawiał wrażenie jakby był lekko odchylony do tyłu. Jego grę cechował najszybciej uwalniany rzut z całej ligi, który o dziwo na początku kariery w NBA miał być jedną z głównych niedoskonałości i pierwszym elementem do poprawy. Kingowi zarzucano, że oddaje rzut jeszcze przed osiągnięciem najwyższego poziomu co miałoby ułatwiać rywalowi jego zablokowanie. Jak się później okazało- niedoskonałość zamieniła się w najgroźniejszą broń. Ta umiejętność oraz 'mid-range jumper' dawał mu przewagę nad obrońcami, nie nadążali blokować jego rzutów i czuli jego rytmu. Dla wyższych obrońców był za szybki, a wolniejszych zwyczajnie 'przeskakiwał'. Jego rzut był na tyle groźny, że z łatwością nabierał na 'fake' kryjących go graczy. Był mistrzem w dostawaniu się pod kosz wzdłuż linii końcowej, jak przyznał Rick Pitino, były aysystent trenera w czasach gry Kinga w Knicks: 'Na 9 z 10 takich sytuacji King znajduje sposób na zdobycie punktów'. Był twardym graczem w ataku i potrafił 'potłuc' bardziej swojego rywala w akcji ofensywnej niż w obronie, o czym zresztą przekonał się były gracz Lakers Jamal Wilkes. Bernard King słynął ze swej efektywności, przez całą karierę w NBA trafiał z gry przy skuteczności bliskiej 52%, a w najlepszych latach swojej gry miał sezony na poziomie 58% (w NCAA przez 3 lata jego skuteczność z gry wynosiła 59%).

THE ERNIE AND BERNIE SHOW


King, wraz z 3 braćmi i siostrą wychowywał się w biednej części Brooklynu, jednak uczeszczał do szkoły dla klasy średniej. Już w liceum Fort Hamilton High School widziano w nim przyszłą gwiazdę koszykówki. Nie interesowało go życie uliczne i bardziej mu zależało, aby zaimponować trenerom koszykówki niż kolegom z podwórka. Poza tym Pani Thelma King ceniła sobie dyscyplinę i nie pozwalała, aby jej syn przebywał na boisku gdy robiło się już ciemno. Bernard musiał wracać do domu zawsze przed 21. Dlatego też mając ograniczony czas nie marnował żadnej minuty spędzonej z piłką. Później żartowano, że przełożyło się to na jego efektywność w grze. King przyznał, że dorastając w gettcie musiał dokonywać sam właściwych wyborów i tak naprawdę nikt nie wskazał mu koszykówki jako drogi życiowej oraz nie uczył go jak pojąć tę grę. 

W 1974 zamienił Brooklyn na studia w peryferyjnym Knoxville w stanie Tennessee. Osobą odpowiedzialną za werbunek Nowojorczyka do drużyny Volunteers, był trener wykonawczy Stu Aberdeen, który rok wcześniej spędził ponad dwa miesiące w Nowym Jorku, aby zrekrutować inną gwiazdę szkoły średniej, Ernie Grunfelda. Obok lokalnej sławy, młodych graczy kusił również program trenera Raya Mearsa, którego system opierał się głównie na indywidualnych umiejętnościach swoich najlepszych zawodników i z dumą przyznawał, że Vols mają 'stars system'. King z Grunfeldem tworzyli wtedy najbardziej rozpoznawalny duet w NCAA, który ochrzczono mianem 'The Ernie and Bernie Show'. Przez trzy lata wspólnej gry w Southeastern Conference razem średnio notowali blisko 50 punktów na mecz. Pomimo tego, że obaj zawodnicy byli typowymi 'scorerami' to ich odmienne style doskonale się uzupełniały. King straszyl swoich rywali rzutem z pół-dystansu, natomiast Grunfeld penetrował polę trzech sekund. W 1977 roku zdobyli mistrzostwo konferencji sezonu regularnego, jednak tylko dwukrotnie udało im się dostać do NCAA Tournament, gdzie za każdym razem odpadali w pierwszej rundzie. 'Ernie and Bernie' na profesjonalnym szczeblu miała jeszcze okazję do wspólnych występów w barwach Knicks. W Nowym Jorku spędzili razem 4 sezony, które okazały się zdecydowanie mniej pomyślne dla Ernie'go (Grunfeld po zakończeniu kariery dokonywał analiz dla radia z sieci MSG, następnie został asystentem trenera Stu Jacksona i pełnił różne role w administracji Knicks, by w końcu zostać wice-prezydentem i głównym menedżerem)

King już w swoim debiutanckim meczu przeciwko Wisconsin-Milwaukee King zaprezentował swoje umiejętności strzeleckie zdobywając 42 punkty. W pierwszym roku gry w NCAA, w sezonie 1974/75 notował średnie statystyki na poziomie 26.4 PPG, .622 FG% i 12.3 RPG. Natomiast w trakcie trzy-sezonowej kariery w NCAA zdobywał blisko 26 punktów na mecz i zbierał średnio ponad 13 piłek z tablicy. W ostatnim sezonie gry dla Tennessee po raz pierwszy pojawiły się poza-parkietowe problemy Kinga. W październiku 1976 został aresztowany za niebezpieczną jazdę i prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu oraz posiadanie marihuany. Odbiło się to źle na zdrowiu trenera Mearsa, który był znany z tego,że cenił sobie dyscypline na parkiecie jak i poza nim. W wyniku wyczerpania nerwowego trafił on do szpitala. Po kłopotliwym sezonie King zdecydował się przystąpić do draftu NBA. 13 lutego 2007 jego koszulka z numerem 53 zawisła pod kopułą Thomson-Boling Arena. Był to pierwszy zastrzeżony numer przez uczelnię z Tennessee (pozostałe dwa numery należą do zawodników dobrze znanym fanom z MSG- wcześniej wspominanego Ernie Grunfelda oraz Allana Houstona). 

POCZATKI W NBA I KŁOPOTÓW CIĄG DALSZY


10 czerwca 1977 roku New York Nets  z 7 numerem w drafcie postawili na niesfornego niskiego skrzydłowego. King jako rookie stał się najlepiej punktującym zespołu i ze średnią 24.2 oczek na mecz znalazł się na 10 miejscu w ogólnej klasyfikacji strzeleckiej w NBA. W sezonie poprzedzającym przyjście Kinga do ligi, Nets odnieśli zaledwie 22 zwycięstwa. W kolejnych rozgrywkach, po przenosinach do New Jersey, liczba wygranych wzrosła zaledwie do 24. Jednak to w głównej mierze świetna postawa młodego strzelca zapobiegła totalnej klapie. Osiągnięcia z debiutanckiego sezonu zadecydowały o włączeniu go do All Rookie Team, lecz nie wystarczyły już na przyznanie mu nagrody Rookie of the Year, która powędrowała w ręce Waltera Davisa (wujka Huberta Davisa) występującego w zdecydowanie lepszej drużynie z Phoenix. King wciąż sprawiał problemy poza parkietem. W przeciągu 15 miesięcy był aresztowany pięć razy, głównie za jazdę pod wpływem alkoholu i kradzieże. Ponadto zdarzało mu się spóźniać na mecze i opuszczać treningi. 

W następnym sezonie King wsytapił we wszystkich 82 spotkaniach swojego zespołu, lecz jego średnia zdobycz punktowa zmalała do 21.6 na mecz. Nets poprawili swoje wyniki i awansowali do Play Offs, gdzie zostali wyeliminowani w pierwszej rundzie przez Sixers. King nie przestawał sprawiać problemów w życiu prywatnym, które przyczyniły się do przehandlowania go przez Nets do Utah Jazz. W 1980 został aresztowany za napaść na kobietę w jednym z hoteli w Salt Lake City. Jak się później okazało King przyczyna jego zachowania były problemy z alkoholem. Później przyznał, że:

"Przez pięć lat byłem opętany przez to coś. Stworzyło to tyle zamieszania w moim życiu, że koszykówka zeszła na drugi plan. Miałem chorobę, która mnie zabijała. Nie zmieniłem tego by pomóc mojej karierze. Zmieniłem to, aby dalej żyć."

Większość swojego pobytu w Salt Lake City spędził na walce ze swoim uzależnieniem. Wystąpił w zaledwie 19 meczach dla Jazz. W następnym sezonie Warriors nie bali się zaryzykować i zaufali robiącemu postępy w rehabilitacji Kingowi. Wraz z World B. Free mieli stworzyć najbardziej ekscytujący team w Bay Area od czasów Rick'a Barry'ego. Pierwszy sezon gry dla Golden State okazał się być najbardziej skutecznym, ze wszystkich w karierze Kinga. W 81 meczach zdobywał średnio 21.9 punktów przy blisko 59% skuteczności z gry. NBA doceniło postawę zawodnika, którego kariera jeszcze rok temu wisiała na włosku i przyznano mu nagrodę Comeback Player of the Year. Jego Warriors odnieśli 39 zwycięstw, które nie wystarczyły na załapanie się do fazy posezonowej. Rok później Warriors osiągneli zwycięski bilans z 45 wygranymi, jednak to wciąż było za mało na grę w Play Offs. King poprawił też swoją średnią zdobycz punktową do 23.2 na mecz i po raz pierwszy został wybrany do All-Star Game. To nie widowiskowość zadecydowała o jego wyborze do Meczu Gwiazd, ale przede wszystkim charakteryzująca jego grę niesamowita efektywność oraz wysoka skuteczność. Przez 7 kolejnych sezonów trafiał przynajmniej 50% rzutów z gry. W 1982 roku został wybrany też do All NBA Second Team.

POWRÓT DO NOWEGO JORKU


Po sezonie 1981-82 Kingowi skończyła się umowa i został wolnym agentem. Pierwszą drużyną zainteresowaną jego usługami byli New York Knicks, którzy zaoferowali mu kontrakt dla weterana. Oferta Nowojorczyków została wyrównana przez Warriors. Jednak jeszcze przed rozpoczęciem nowego sezonu obie władze obu zespołów doszły do porozumienia i dokonały wymiany, w której Michael Ray Richardson przeniósł się do drużyny z Bay Area, a Bernard King powrócił do Nowego Jorku. Richardson, podobnie jak King, miał duże problemy z używkami, które były plagą NBA na przełomie lat 70tych i 80tych. Dlatego też Knicks zbyt wiele nie ryzykowali pozyskując Kinga, który w przeciwieństwie do Richardsona od dwóch lat zaczął dokonywać znacznych postępów nie tylko w grze, ale i w rehabilitacji. 



Knicks w pierwszym sezonie od pojawienia się Kinga w zespole odnieśli 44 zwyciętwa i odpadli w półfinale konferencji w pojedynku z Sixers. King był najlepszym strzelcem zespołu i zdobywał średnio 21.9 punktów na mecz, pomimo tego że Knicks prowadzeni przez trenera Hubie'ego Browna byli najwolniejszą drużyną w całej lidze. King dokonał jeszcze większych postępów w sezonie 1983-84, który był prawdopodobnie jego najlepszym w karierze. 31 stycznia i 1 lutego był sprawcą 'Teksańskiej Masakry', której dokonał w trakcie meczów z San Antonio Spurs i Dallas Mavericks zdobywając w nich po 50 punktów przy skuteczności 40 na 58 z gry. Wcześniej ostatnim graczem NBA, który zdobył przynajmniej 50 punktów w dwa dni pod rząd był Wilt Chamberlain popisując się taim występem w lutym 1964 roku. Natomiast Rick Barry jako ostatni wtedy zdobył 50 punktów lub więcej w dwóch kolejnych meczach- dokonal tego w lutym 1967. To nie były jedyne rekordy jakie udało się pokonać Kingowi w tym sezonie. W trakcie pamiętnej potyczki w pierwszej rundzie Play Offs z Pistons pobił rekord Elgina Baylora z 1961 roku w ilości zdobytych punktów w pięciomeczowej serii- rzucając w sumie 213 punktów. Ta zdobycz dawała mu średnio 42.6 punktu na mecz- całkiem niezła seria jak na gracza drużyny utrzymującej jedno z najwolniejszych temp w NBA. King znajdował się wtedy na innym, wyższym poziomie gry i nawet znakomite występy Isiah Thomasa nie pomogły Pistons w przejściu do następnej rundy. W drugim spotkaniu serii King zdobył 23 punkty z rzędu dla swojego zespołu tym samym pobijając wcześniejsze rekordy Wilta Chamberlaina i Walta Hazzarda.


W półfinale konferencji Nowojorczykom przyszło się zmierzyć z prawdopodobnie jedną z najlepszych druzyn w historii NBA- Celtics '84. King nie mógł liczyć na pomoc kolegów podobną do tej, jaką otrzymywał Larry Bird od Kevina McHale'a, Roberta Parisha i Dennisa Johnsona. Zresztą ta sytuacja nakreślała przebieg większości kariery Kinga, w trakcie której grał w co najwyżej przeciętnych drużynach. Bill Cartwright i Truck Robinson byli jedynymi graczami w składzie Knicks, poza Kingiem, mającymi na koncie występ w All Star Game. Jednak wspomniana dwójka miała 'gwiazdorskie lata' już dawno za sobą- Cartwright zagrał w Meczu Gwiazd tylko w 1980 roku, a Robinsonowi udało sie tego dokonać po raz ostatni w 1981. Brak odpowiedniego wsparcia nie przeszkodził w doprowadzeniu do 7-mio meczowej rywalizacji. Jednak to Celtics cieszyli się z awansu do finału konferencji, gdzie w 5-ciu meczach pokonali Bucks, a następnie sięgneli po mistrzostwo wygrywając w finale NBA z Lakers. 

Pojedynki strzeleckie z Isiah Thomasem i Larry Birdem stały się klasykiem gatunku. W meczach z Celtics King zaliczał ponad 29 punktów na mecz, przy 30.4 Birda. Zawiódł tylko w drugim spotkaniu, w którym przy 13 rzutach z gry zdobył zaledwie 13 punktów. W trzech zwycięskich meczach Knicks notował kolejno po 24, 43 i 44 punkty- co tylko obrazuje jak bardzo Knicks byli zależni od dyspozycji Kinga. W sezonie 1983-84 wraz z Birdem, Magiciem, Jabbarem i Isiah został wybrany do All-NBA First Team oraz powrócił do meczu gwiazd. Ze średnią 26.3 punktów na mecz uplasował się na 5 miejscu w klasyfikacji strzelców.

Przed rozpoczęciem nowych rozgrywek Knicks nie dokonali żadnych znaczących wzmocnień i zaczeli je od marnego startu z jedynie dwoma zwycięstwami i dziewięcioma porażkami. W trakcie sezonu spekulowano, że Nowojorczycy zdecydowali się na 'tankowanie', aby zwiększyć swoje szanse w nadchodzącym drafcie i sięgnąć po Patricka Ewinga. Pomimo tego, Bernard King nie spuszczał z tonu i grał na coraz to wyższych obrotach. Praktycznie cały czas utrzymywał formę z poprzednich Play Offs grając na jednym z najwyższych poziomów w lidze. W Boże Narodzenie w meczu przeciwko Nets rzucił 60 punktów, co do tej pory jest rekordem ilości zdobytych punktów przez zawodnika Knicks. Jego wyczyn stał się flagowym produktem świątecznych meczy i co roku nawiedza fanów Knicks niczym duch minionych świąt z 'Opowieści wigilijnej'. Knicks nie wygrali tego meczu, jak i większości pozostałych (od meczu z Nets do końca stycznia wygrali zaledwie 5 z 17 spotkań). King stał się pogromcą Nets w trakcie tych rozgrywek, bo w następnym pojedynku drużyn zdobył 55 punktów.


Brak awansu do Play Offs okazał się być niejedyną konsekwencją nieudanego sezonu dla drużyny z Nowego Jorku. 23 marca 1985 roku w meczu z Kansas City, King chcąc powstrzymać 'fast break' przeciwników skoczył do bloku, już w momencie odbijania się od parkietu doszło do zerwania więzadła krzyżowego przedniego w prawym kolanie. Taka diagnoza dla eksplozywnego strzelca była niczym wyrok śmierci. Chociaż King nie wystąpił w dalszej części rozgrywek (zagrał w 55 meczach) to ponownie wybrano go do All-NBA First Team i ze średnią 32,9 na mecz został najlepszym strzelcem ligi. Od tamtej pory żaden zawodnik Knicks nie zostal wybrany do pierwszej piątki sezonu dwa lata z rzędu, a jedynie Ewingowi udało się dostać do tego elitarnego grona tylko raz w 1990 roku. 

Knicks w przerwie między sezonami osiągneli swój cel i z pierwszym numerem w drafcie wybrali Patricka Ewinga. King później przyznał, że dwa momenty w tym trudnym okresie były dla niego szczególnie bolesne. Pierwszym z nich była diagnoza nie dająca mu szans na powrót do dyspozycji sprzed kontuzji. Równie bolesny był moment, w którym zdał sobie sprawę, że Knicks z Ewingiem mają w końcu realną szansę na walkę o mistrzostwo, a on nie będzie mógł im w tym pomóc. W trakcie rehabilitacji zarzucano mu, że rzadko pojawia się na ławce rezerwowych, nie jest częścią zespołu i nie wspiera swoich kolegów. W trakcie sezonu 1985-86 pojawił się zaledwie na trzech spotkaniach. King tłumaczył, że przebywanie na meczach wiązało się z przypływem emocji związanych z grą, w której prawdopodobnie nie będzie mógł już brać udziału. Trzymanie się z dala od meczów powstrzymywało te emocje i pomagało w rehabilitacji. King był bliski powrotu do gry już na początlku sezonu 1986-87, ale podczas joggingu jego noga wpadła w dziurę, odnowiła uraz i zmusiła do pozostania poza parkietem przez kolejne 6 miesięcy. Ostatecznie King wyleczył swoją kotuzję i po ponad dwóch latach przerwy ponownie zadebiutował 10 kwietnia 1987 w meczu z Milwaukee. Knicks pod koniec tego sezonu dopadła plaga urazów, która posadziła na ławce między innymi Patricka Ewinga. Dlatego też powrót Kinga był tak potrzebny drużynie, która przez ostatnie trzy sezony odnotowała największą ilość porażek w lidze. Prawdopodobnie żaden powracający gracz po kontuzji nie był witany tak długą owacją przez fanów w Garden:


King w sezonie 86/87 zagrał zaledwie w sześciu spotkaniach- wszystkich przegranych przez Nowojorczyków. Pomimo znacznie wolniejszych ruchów i utraty eksplozywności King notowal w nich średnio 22.7 punktu na mecz. Po sezonie Knicks- całkiem w swoim stylu- nie docenili wysiłku w walce z powrotem do zdrowia Kinga i nie przedłużyli wygasającego kontraktu. Była to jedna z najgorszych decyzji kadrowych Nowojorskiej drużyny w historii, która przekreśliła możliwość wspólnej gry Ewinga i Kinga w jednej drużynie. Bernard doskonale wypełniłby luki Knicks w nadchodzących sezonach, w trakcie których brakowało drugiej strzelby ofensywnej drużyny oraz zawodnika potrafiącego zdobywać punkty z dalszej odległości od kosza. 

King zmienił styl swojej gry i pomimo 30-stu lat z roku na rok czynił większe postępy. Od sezonu 1987-88 stał się zawodnikiem Washington Bullets. W pierwszym roku gry dla druzyny ze stolicy zdobywał średnio 17.2 punktów na mecz. Jednak w każdym następnym sezonie przystosowując się do nowego stylu gry polepszał swoje statystyki i grę. Jego zdolność do zaadaptowania się w nowej sytuacji była zauważalna nie tylko w stylu jego po kontuzji, ale w każdym meczu. Kiedy zmieniano obrońcę kryjącego Kinga po kilku akcjach potrafił wychwycić jego słabości i zastosować odpowiednie zwody, aby wypracować sobie czystą pozycję do rzutu (choć rzuty przez ręcę nie obniżały znacznie jego skuteczności). King w sezonie 1990-91, w wieku 34 lat, ponownie powrócił na wysoki strzelecki poziom zdobywając średnio 28.4 punktów na spotkanie. Jego znakomita forma sprawiła, że powrócił do All-Star Game po 6 latach przerwy- stając się najstarszym zawodnikiem meczu gwiazd wracającym do niego po tak długiej przerwie.

W tym samym roku King 31 stycznia, na kilkanaście dni przed ASG, King rzucił przeciwko Knicks w Madison Square Garden 49 punktów:


Niespełna miesiąc później, 26 lutego powrócił do Mekki Koszykówki w równie niesamowitym stylu notując 44 punkty, 12 zbiórek, 6 asyst, i 4 przechwyty- tym samym udowadniając, że wciąż jest królem Nowego Jorku:


King jeszcze w tym samym sezonie nabawił sie nowego urazu, jednak tym razem nie udało mu się już powrócić do pełni zdrowia. Zakończył swoją karierę w 1993 roku jako zawodnik Nets. Niestety uraz uniemożliwił mu tez przekroczenia symbolicznej sumy 20 tysięcy punktów. Pomimo wielu starań i zgłaszania kandydatury nie został jeszcze przyjęty do koszykarskiego Hall of Fame, co jest wciąż niezrozumiałą kwestią dla wielu osób zajmujących się NBA (m.in. dla Billa Simmonsa brak przyjęcia Kinga do grona sław koszykówki przyczynił się do powstania pomysłu o stworzeniu nowej Hall of Fame). Marv Albert podkreślił, że King w trakcie trzech sezonów przed pamiętną kontuzją grał na poziomie najlepszych tego sportu i wskazał go jako gracza, który powinien dołączyc do grona 50-ciu najlepszych zawodników NBA w historii. King w trakcie swojej kariery udowodnił, że jak mało kto po długich przerwach potrafi powracać do grona najlepszych- może i tym razem po latach od zakończenia kariery stanie się bohaterem ceremonii w Springfield? 

Bernard King jest jednym z najbardziej niedocenianych graczy w historii NBA. O ile Ewing był najlepszym graczem Knicks lat 90-tych, to wcześniejsza dekada zdecydowanie należała do Kinga. Bernard podczas swojego pobytu w Nowym Jorku w przeciwieństwie do Ewinga nigdy nie miał możliwości do gry w drużynie mającej realne szanse na zdobycie mistrzostwa. Pomimo tego był blisko pokonania jednego z najlepszych teamów w historii NBA i ewentualnego awansu do finałów. Niestety nawet władze Knicks nie doceniły jego dokonań i nie zdecydowały się zawiesić jego koszulki w Madison Square Garden. Czyżby dlatego, że przypominałaby ona błąd jaki popełnił menedżment drużyny nie przedłużając z nim umowy po powrocie z kontuzji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz