wtorek, 18 września 2012

Trudna przeprawa przez Atlantyk: Brooklyn Nets


       W sezonie 2012/13 Atlantic Division będzie prawdopodobnie najsilniejszą dywizją w całej NBA. W jej skład wchodzą New York Knicks, Boston Celtics, Brooklyn Nets, Toronto Raptors i Philadelphia 76ers. Cztery z tych drużyn są wymieniane w gronie pewnych kandydatów do wystepów w Play-Offs, a nawet Raptors nie są całkowicie pozbawieni szans na załapanie się do pierwszej ósemki wschodu. Częste potyczki Knicks z coraz bardziej wymagającymi rywalami znad Atlantyku to nie tylko trudniejsza przeprawa przez sezon regularny, ale też więcej interesujących i zaciętych pojedynków. W "Trudnej przeprawie przez Atlantyk" podejmę się krótkiego przybliżenia profilów drużyn z wymienionej dywizji oraz postaram się ustosunkować je w rywalizacji z Knicks.

Przeprowadzka Nets na Brooklyn w pewnym stopniu stała się przyczyną wywołania swego rodzaju niepokoju u fanów Knicks. Drużyna z Madison Square Garden przestała być jedynym reprezentantem 'Wielkiego Jabłka'. Do tego nowa hala, nowe logo, świeży wizerunek, świetna kampania reklamowa i ogromne zaplecze finansowe dające ogromne pole do popisu w walce o wolnych agentów- trzeba pamiętać że to ulubiona, choć niekoniecznie oznaczona sukcesami, kategoria menedżmentu Knicks. Niby jest wiele powodów do obaw, ale czy tak naprawdę one zagrażają w jakikolwiek sposób Knicks? 

Jeśli dojdzie do odpływu fanów, to przede wszystkim będą to fani, którzy ulegli wpływowi umiejętnie zaplanowej strategii reklamowej. Ponadto walka o rząd dusz w Nowym Jorku odbywa się przede wszystkim na szczeblu lokalnym- bo czy dla obywateli Knicks' Nation mieszkających po drugiej stronie globu pojawienie się nowej drużyny w mieście (w którym zakładając nawet nigdy nie byli) mogłoby mieć jakikolwiek racjonalny wpływ na nagłą zmianę ulubionego teamu?

Oczywiście na drugą stronę Mostu Brooklynskiego mogli przejść kibice pokroju Briana Koppelmana, którzy mieli dość rządów James Dolana, a odejście Jeremy'ego Lina przelało czarę goryczy. Tylko czy Prokhorov naprawdę sprawia wrażenie rozsądnego właściciela podejmującego przemyślane i wyważone decyzje? Póki co widzę w nim przede wszystkim rosyjskiego oligarchę, szastającego kasą na lewo i prawo, pozbywającego się wartościowych wyborów w drafcie i przyszłościowych graczy w celu zbudowania zwycięskiej drużyny w najszybszym możliwie tempie. Wszystko to wygląda na listę grzechów popełnionych przez organizację Knicks w ostatnich kilkunastu latach. 

W świecie koszykówki Nets wciąż jednak utrzymują wizerunek tej rozsądniejszej drużyny z "Wielkiego Jabłka"- nawet połknięcie "kontraktu nie do połknięcia" Joe Johnsona uwieńczono mianem stworzenia najlepszego backcourtu w lidze. Prokhorov nie szczędzi pieniędzy nie tylko na kontrakty, ale również na PR i marketing z najwyższej półki. Dlatego też Nets dają się lubić, co więcej Nets ciężko jest nie lubić- sam coś o tym wiem i w moich odczuciach w kierunku Nets jest więcej sympatii niż niechęci. Może to dlatego, że przenosiny na Brooklyn wpłyną nie tylko dobrze na organizację Nets, ale sprawią też że sama NBA stanie się o wiele ciekawsza. Nawet dla Knicks pojawienie się nowej drużyny w mieście powinno dodatkowo motywować menedżment i zawodników. Nowa konkurencja na rynku zazwyczaj wpływa mobilizująco i poprawia jakość pozostałych produktów z korzyścią dla konsumenta (obniżka cen jest w tym przypadku nieadekwatna, chociaż Nets zapowiedzieli dużą ilość tanich miejsc na trybunach). Knicks, żeby nie stracić publiki we własnym mieście, muszą poprawić sportowe osiągnięcia i przeskakiwać za każdym razem wysoko zawieszaną poprzeczkę przez Nets. Czas jazdy 'na luzie' z górki się skończył dla ekipy Dolana, najwyższa pora, aby wrzucić pierwszy bieg i przyśpieszyć (pośpiech to chyba jednak nieodpowiednie słowo :). Nets poprzez swoją kampanię reklamową często wymierzone w Knicks, pokazują że zdają sobie sprawę, żę w boju o Nowy Jorku tak naprawdę nic nie mogą stracić, a jedynie zyskać.

ZMIANY MIĘDZYSEZONOWE

Nets przegrali walkę o Howarda, ale udało im się dodać do swojego rosteru innego gracza kalibru All-Star, Joe Johnsona. W głównej mierze to pozyskanie własnie tego gracza sprawiło, że Nets zaczęto wymieniać w gronie kandydatów do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce wschodu. Paradoksalnie Johnson jest uważany za jednego z najbardziej przepłaconych graczy ligi, a jednocześnie oczekuje się, że jego pojawienie się w zespole będzie miało decydujący wpływ na odniesienie blisko dwukrotnie lepszego procentu zwycięstw (Nets w poprzednim sezonie mieli 33% zwycięstw). Johnson jest zawodnikiem, który aby zaprezentować potencjał potrzebuje piłki w swoich dłoniach i słynie głównie z gry w izolacjach (w poprzednim sezonie ponad 23% jego ofensywy stanowiła gra jeden na jeden). Tak naprawdę różnica jaką będzie robił Johnson dla Nets w nadchodzących rozgrywkach, jest tą jaka dzieli go i MarShona Brooksa oraz energie i punkty jakich Brooks będzie dostarczał z ławki. W poprzednim sezonie akcje w izolacjach Brooksa (blisko 26%) stanowiły jeszcze większą część ofensywy niż u Johnsona. Obaj rzucający obrońcy zdobywali podobną ilość punktów na próbę w grze jeden na jeden- Johnson 0.89 punktu, Brooks 0.87 punktu i znajdowali się pierwszej pięćdziesiątce ligi pod tym względem. Jednak we wszystkich akcjach ofensywnych to Johnson może się pochwalić zdecydowanie lepszą efektywnością- 0.96 punktu na posiadanie przy 0.86 punktu Brooksa. Skuteczność rzutów z gry .454 Johnsona jest również wyższa od prezentowanej przez MarShona- .428 FG%. Oczywiście poza statystykami w ofensywie, Johnson to inna klasa zawodnika i o wiele lepszy gracz w obronie od Brooksa. Ponadto potrafiący w ataku skupić większą uwagę obrońców, przez co też powinien odciążyć i ułatwić grę Deronowi Williamsowi. Tylko czy ta różnica w statystykach i klasie zawodników oraz w posiadanie Brooksa na ławce są w stanie w tak znacznym stopniu poprawić bilans Nets?

Z jednej strony wprowadzanie z ławki Brooksa powinno stanowić atut dla trenera Avery'ego Johnsona. Młody rzucający obrońca pokazał w poprzednim sezonie, że wie jak zdobywać punkty i w nadchodzących rozgrywkach zapewne niejednokrotnie odegra rolę ex-factora z ławki. Z drugiej strony oznacza to jednak mniej minut dla MarShona i spowolnienie rozwoju obięcującego talentu. Chociaż i w tym przypadku można optymistycznie doszukiwać się tego jakim to mentorem może okazać się dla niego Joe Johnson i jak wiele może się od niego nauczyć. Sam Brooks przyznaje, że będzie szukał szansy załapania większej ilości minut, gdy Avery Johnson będzie grał small-ballem z ustawianiem Johnsona na pozycji numer 3. Brooks pogodzony z rolą zmiennika supergwiazdy i ograniczoną ilością minut gry może też mieć problem z otrzymywaniem wystarczającej ilości piłek od rozgrywającego drugiego unitu C.J. Watsona, który należy do typu jedynek- 'najpierw rzutu, a dopiero później podanie'.

MarShon Brooks i Joe Johnson jeszcze po przeciwnych stronach

PLUSY

Nowa widownia- Jak najbardziej nowi/brooklynscy Nets to nie tylko Joe Johnson, ale też niesamowicie zapowiadająca się atmosfera w Barclays Center, głęboka ławka i prawdopodobnie zdrowy Brook Lopez. Nets w poprzednim sezonie byli jedyną drużyną w lidze pozbawioną przewagi grania we własnej hali- jako jedyni w NBA odnieśli więcej zwycięstw na wyjeździe niż przed publicznością w Newark, którą ciężko nazwać własną. Przeprowadzka na Brooklyn to nie tylko nowa hala, ale też nowi fani, którzy zdecydowanie zapewnią lepszą atmosferę od tej w Prudential Center, a cały 'buzz' wokół drużyny tylko jej sprzyja. Jedyne czego mogą się obawiać to zapełnienie większej części trybun przez fanów Knicks w meczu otwarcia. 

Backcourt- bezwzględu na kontrakt Johnsona, Brooklyn dysponuje jednym z najlepszych duetów na pozycji 1 i 2 w lidze. Johnson już ma za sobą grę z podobnej klasy rozgrywającym. Jego rok wspólnej gry z Nashem przyczynił do osiagnięcia 62 zwycięstw przez Phoenix. Sposób rozgrywania piłki przez Williamsa zdecydowanie różni się od tego prezentowanego przez Nasha, jednak to wciąż elitarny rozgrywający NBA, którego współpraca z Johnsonem powinna przynieść korzyści dla obu zawodników. Bez zdrowego Shumperta Knicks mogą mieć spore problemy z powstrzymaniem szarż super-duetu na obwodzie. W poprzednim sezonie w dwóch meczach przeciwko Knicks Williams rzucił odpowiednio 21 i 38 punktów, przy 41% skuteczności z gry, lecz w obu meczach dostał się aż 16 razy na linię rzutów osobistych. Joe Johnson też dwa razy stawial czoła Knicks i uzbierał w nich 28 i 22 oczka, przy 55% skuteczności i 10 rzutach osobistych.

Głęboki roster- Avery Johnson w nadchodzącym sezonie, mimo pozbycia się trzech Williamsów, będzie miał o wiele bardziej interesującą ławkę rezerwowych. Do kluczowych zmienników oprócz Brooksa i Watsona, powinni należeć Teletovic, Evans i Blatche. Andray miał nieudany ostatni sezon, jednak już wcześniej pokazywał że stać go na wiele więcej- jeszcze dwa sezony temu miał PER na poziomie 17. W Nets otrzymał szansę, której nie powinien zmarnować, choć największym problemem może budzący wiele wątpliwości charakter. Ciekawym dodatkiem do drużyny jest Teletovic, który będzie pełnił rolę stretch four i może stać się doskonałym uzupełnieniem Krisa Humphriesa. Prawdopodbnie możemy oczekiwać częstych zagrań pick & pop Bośniaka z Williamsem- D-Will stosował podobnego typu zagrywki za czasów wspólnej gry z Boozerem w Utah. Teletovic swoją grą na obwodzie mógłby robić dużo miejsca pod koszem dla Lopeza, jednak wątpliwe umiejętności walki na tablicach ograniczą wspólny czas gry obu panów. Jak łatwo przewidzieć, głównym zadaniem Reggiego Evansa będzie skakanie do zbiórek, gdy odpoczywać będą Humphries i Wallace. Poniżej rotacja Nets:

C: Brook Lopez/Andray Blatche 
PF: Kris Humphries/Mirza Teletovic/Reggie Evans
SF: Gerald Wallace/Josh Childress/Tornike Shengelia
SG: Joe Johnson/MarShon Brooks/Keith Bogans 
PG: Deron Williams/C.J. Watson 

MINUSY

Defensywa- Według SCHOENE- ESPNowskiej maszyny pozwalającej na podróże w czasie- Nets w nadchodzącym sezonie mają pozwolić rywalom na 47% skuteczność rzutów z gry. Jak łatwo się domyślić jest to głównie zasługa słabo zapowiadającej się ochrony dostępu pod własną obręcz. Brook Lopez może i będzie zdrowy w przyszłym sezonie oraz odnotuje średnio półtora bloku na mecz, lecz trudno oczekiwać od niego znaczącej poprawy gry w obronie. Ponadto, Gerald Wallace i Deron Williams spuścili znacząco z tonu w grze defensywnej w ostatnim sezonie. Jednak świeże środowisko i nowe wzmocnienia zespołu powinny wpłynąć pozytywnie na zaangażowanie w obronę obu zawodników.

Pozycja środkowego- Lopez może siać postrach pod koszem przeciwników, ale będzie miał duże problemy w starciach z takimi defensorami jak Chandler i Camby. 

Potrzeba ogrania- Nets pomimo tych wszystkich szybkich zmian nie przyśpieszą procesu wzajemnego poznawania się zawodników i ich stylu gry. W składzie drużyny z Brooklynu jest zaledwie trzech graczy, którzy grali pod okiem Avery Johnsona pod koniec sezonu 2010/11. Sam trener przyznaje, że nie widzi swojego zespołu w przyszłych rozgrywkach jako kandydata do walki o mistrzostwo. Natomiast dla Shaquile'a O'Neala wciąż Knicks są lepszym teamem w Nowym Jorku, zresztą jak 58% z ponad 50 tysięcy głosujących w ankiecie przeprowadzonej przez ESPN. Powołując się na słowa byłego GM'a Knicks, Donniego Walsha- 'zapowiada się niesamowita rywalizacja'.

Przewidywany bilans: 47-35

Dishin & Swishin na Facebooku

2 komentarze:

  1. Nie da sie nie lubic nets?Stary ja ich nie nawidze!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Stefanie miałem na myśli bardziej bezstronnych fanów NBA. Jako fan Knicks nie dziwię się Twoim odczuciom w kierunku tej drużyny, ale jako fan NBA cieszę się że powstała ta drużyna bo liga będzie ciekawsza. Chociaż mam nadzieje, że Knicks pokażą im gdzi ejest ich miejsce.

    OdpowiedzUsuń