wtorek, 18 grudnia 2012

Rockets @ Knicks 109:96 17/12/2012


        W NBA nie ma już niezdobytej twierdzy. Jeremy Lin odniósł już drugie zwycięstwo w starciu ze swoją byłą drużyną, a jego Rockets jako pierwsi pokonali Knicks na ich własnym terenie. Podopieczni Woodsona nie byli w stanie zatrzymać dostających się co chwilę pod obręcz młodych zawodników Rockets, którzy w tym sezonie jako jeden z niewielu zespołów wydaje się znać receptę na pokonanie drużyny z 'Wielkiego Jabłka'. Knicks poza słabą postawą w obronie, też mizernie prezentowali się w ofensywie i nie było śladu po znakomitym ruchu piłki do jakiego nas przyzwyczaili w tym sezonie.

CO W MENU?



Przy tym całym  deszczu 'trójek' jaki oblewa charakterystykę gry Knicks można nie dostrzec jak ważną rolę w systemie Woodsona odgrywają rozgrywający. To od nich zaczyna się posiadanie piłki, jej ruch i przede wszystkim jej kontrola. Przed sezonem pisałem, że wzmocnienie pozycji rozrgrywającego będzie jednym z kluczowych dodatków w zbliżającym się sezonie. Knicks zaczynali poprzednie rozgrywki mając na 'jedynce' zawodnika, który grał jakby został zmuszony do występowania w roli rozgrywającego (no hard feelings Mr. Douglas), a w jego kluczowym momencie zostali z Mikem Bibbym. Teraz w pierwszej piątce mają nawet dwóch klasowych rozgrywających, co od razu przełożyło się na ball-movement, ale przede wszystkim na ograniczoną ilością strat. 

Jedynym racjonalnym koszykarskim wytłumaczeniem niewyrównania oferty dla Jeremy'ego Lina był jego styl, który nie wpisywał się w koncepcję drużyny Mike'a Woodsona. Przynajmniej to ja starałem się w ten sposób zrozumieć cały ten cyrk z 'Jeremy zostaje na 99%' i późniejszym 'Wszystkiego dobrego w Houston'. Tyle, że w sezonie ogórkowym widziałem system Knicks w ultra-defensywnym świetle i nie przypuszczałem, że Knicks staną się drużyną najlepiej troszczącą się o piłkę w lidze. Jak wiemy Jeremy Lin bynajmniej nie należy do najlepszych ball-handlerów w NBA. Nie mogłem przypuszczać również, że Woodson mówiąc w 'Real Camp' o najlepiej przygotowanym kondycyjnie teamie wliczał w jego skład sztab szkoleniowy. Jak wiemy trenerzy dużo biegają w tym sezonie...

Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to właśnie decyzja Woody'ego zaważyła na odejściu Jeremy'ego- no hard-feelings Mr. Woodson. Knicks postawili na wygrywanie 'teraz', a w 'teraz' zwyczajnie nie było czasu na rozwój Jeremy'ego Lina. Uważam, że koniec końców, powrót Lina do Houston wyszedł obu stronom na dobre. Woody ma  doświadczonych rozgrywających potrafiących kierować grą zespołu, a Lin ma większe możliwości rozwoju w drużynie Rockets. Jeremy nie notuje po 20 punktów i 8 asyst na mecz, ale to wcale nie znaczy, że był 'fałszywym prorokiem' (tak go określają niektóre z blogów traktujących o Knicks). Zwyczajnie potrzebuje nabyć doświadczenia i ogrania w tej lidze, a nawet jeśli nie będzie zdobywał po 20 punktów i 9 asyst na mecz to wcale nie będzie oznaczać, że nie jest wartościowym graczem. Mecz z San Antonio pokazał, że gdy zajdzie potrzeba jest w stanie udźwignąć ciężar zdobywania punktów. Linsanity było najlepszą historią jak przydażyła się Knicks na przestrzeni kilkunastu lat i dlatego, tak trudno było się z nią rozstać.

To nie był tylko powrót Jeremy'ego do Nowego Jorku, ale również nieco mniej spektakularnego Douglasa, chociaż i ten miał swoją chwilę Douglasanity podczas jednego z wieczorów w Chicago. Toney zdradziłł Tinie Cervasio przed meczem, że wchodząc w poprzedni sezon nie był do końca zdrowy i nie doszedł do siebie po operacji barków. Natomiast jest bardzo zadowolony, ze swojego wejścia w ten sezon i widać, że powoli wraca do gry, bo przed wakacjami mogło się wydawać, że już nigdy nie zobaczymy Toney'ego w NBA.

Wydawało się, że będzie to mecz, w którym po kontuzji do gry wróci Carmelo Anthony. Tymczasem, Mike Woodson zdecydował się na dodatkowy dzień odpoczynku dla Melo. W obliczu tak okazałej porażki i formy jaką prezentowali zawodnicy Kevina McHale'a trzeba przyznać, że było to rozsądne posunięcie ze strony Woodsona. Wątpie, aby Melo był w stanie powstrzymać Houston w transition, czy swoją grą w obronie odgrodzić drogę do pomalowanego. Na pewno zrobiłby różnicę po stronie ofensywnej, ale to mogłoby zwyczajnie nie wystarczyć.

Oprócz Melo w meczu nie wystąpili Rasheed Wallace, Marcus Camby, Amar'e Stoudemire i Iman Shumpert. STAT ma rozpocząć treningi już w tym tygodniu. Ponieważ Knicks nie mają zbyt wielu zajęć w najbliższych dniach, STAT będzie musiał trenować z drużyną z D-League.

RUNNING AND GUNNING

Jeremy Lin został gorąco przywitany przez fanów w Madison Square Garden. Gdy Lin zaczął sobie coraz śmielej poczynać i stwarzać duże zagrożenie dla obrony Knicks, owacja zamieniła się w buczenie przy każdym posiadaniu piłki. Fani może nie mieli mu za złe, ale na pewno chcieli odebrać jego pewność siebie. Knicks są bardzo podatni na grę z kontry, co zresztą pokazał już pierwszy pojedynek obu drużyn w Houston. Rockets obrali identyczną taktykę- atakować pomwalowane i to jak najszybciej. Taki styl gry odpowiada też Jeremy'emu, to przecież '7sol' D'Antoniego i penetracje podkoszowe stanowiły pożywienie dla Linsanity. Rockets zdobyli aż 22 z 29 punktów (1 celny rzu za 3 oraz 4 punkty z osobistych) w pierwszej kwarcie w pomalowanym, z czego 11 w fast-breaku. 

STUMBLING AND BUMBLING

Knicks byli bardzo pasywni w chronieniu własnej obręczy. Ja rozumiem, że z powodu kontuzji innych graczy Chandler nie ma back-upu i nie może złapać szybkich fauli, ale Rockets nie mieli żadnych trudności z oddaniem łatwego lay-upu gdy dostali się już pod kosz. Poza krótkimi epizodami w drugiej i trzeciej kwarcie zagęszczenie pomalowanego praktycznie nie miało miejsca- w 'paint'cie' Knicks wraz z Hardenem i Linem, hulał tylko wiatr. Wysoka skuteczność Smitha pozwoliła Knicks wyjść na prowadzenie po pierwszej kwarcie, ale J.R. złapał też szybkie dwa faule przez co Nowojorczycy nie mieli praktycznie żadnej opcji ofensywnej w drugiej kwarcie, w której zdobyli zatrważające 11 punktów (najniższa zdobycz w tym sezonie). Jedyną zdobyczą punktową przez pierwsze 6 i pół minuty w tej części gry był celny rzut za 3 punkty Prigioniego. Knicks od początku spotkania też mieli problemy z kontrolowaniem piłki (3 straty Feltona w pierwszych 12-stu minutach), a Smith, który zdobył aż 17 punktów w pierwszej połowie potrzebował zaledwie półtorej minuty by stracić piłkę dwukrotnie w trzeciej kwarcie. Knicks popełnili w całym meczu aż 17 strat, co jest najgorszym wynikiem w tym sezonie.

WEAVING AND ACHIEVING

Znakomita postawa Copelanda w trzeciej kwarcie pozwoliła się zbliżyć Knicks na 5 punktów do Rockets. Po czym McHale poprosił o czas, a reszta zespołu Knicks jakby odmówiła współpracy, ze znakomicie spisującym się Copelandem, który znajdował się często na czystej pozycji. Nawet 'Clyde' w pewnym momencie nie wytrzymał i krzyknął 'Give the ball to Copeland, man!'. Knicks woleli forsować rzuty z półdystansu, zamiast podawać do gorącego 'Cope'a', który radził sobie z obroną Rockets równie dobrze jak z Celtics w preseason. W między czasie Lin i Harden tkali zwycięstwo swojego zespołu, wykorzystując kolejne nieskuteczne rzuty i straty Nowojorczyków. 

RACHUNEK

Czwarta kwarta była formalnością i tylko potwierdzeniem tego, że gdyby Knicks oparli swój atak na częstszych zagraniach do Copelanda to losy tego spotkania mogłyby się inaczej potoczyć. Obok Smitha był to jedyny zawodnik, który znajdował drogę pod obręcz przeciwników. W meczu, w którym nie wpadają rzuty z dystansu, gra na takiego zawodnika wydaje się być rozsądnym rozwiązaniem. Ponadto kompletnie niewidoczny był ball-movement jaki charakteryzował ofensywę drużyny Mike'a Woodsona.

Największą słabością Nowojorczyków może nie być słaba walka na tablicach, ale obrona pomalowanego połączona ze słabą defensywą w przejściach. W sumie na połowe porażek 'Bockers w tym sezonie złożyły się te dwa elementy- dwa razy Rockets i Mavericks- a słaba gra pod koszem odegrała też kluczową rolę w meczach z Grizzlies i Bulls.

NAPIWEK

Już w meczu przeciwko Cavaliers Knicks wyglądali na nieco rozluźnionych. Niech porażka z Rockets zostanie wykorzystana jako okazja do zwarcia szeregów i polepszenia postawy przede wszystkim w obronie. Już jutro zawodnicy z Brooklynu po raz pierwszy powiedzą 'Hello Manhattan!'...


OCENY ZAWODNIKÓW (1-10):

 4 Raymond Felton- znowu przegrał w bezpośrednim pojedynku z Linem. Na początku dużo strat, ale za to skutecznie z pół-dystansu. Grał z urazami w obu rękach.
 3 Jason Kidd- wyglądało na to, że w końcu się wstrzelił, nie miał siły do biegania za tą młodzieżą, kolejny słaby występ gdy na przeciwko niego staje Jeremy. 

 3 Ronnie Brewer- jedna dobra penetracja zakończona punktami, po której Rockets i tak zdobyli punkty w transition. Później nieprzydatny- nawet w obronie. Za to w ataku tracił piłki. Z nim na parkiecie Knicks byli +5.

 7,5 Chris Copeland- słaby początek, ale ogarnął się w drugiej połowie. Pomimo tego, że tracił to potrafił też przechwycić i nawet wymusić faul ofensywny na przeciwniku. Gorący w ataku. Zastanawiam się dlaczego nie może zostać jedną z głównych opcji ofensywnych zespołu z ławki? Ma wszystkiego czego potrzebuje Woodson w ofensywie- rzut z dystansu rozciągający grę, potrafi wejśc pod kosz, nie boji się grać tyłem i wcale nie jest kulawy w obronie. Career-high 29 punktów.

 4 Tyson Chandler- Rockets gdy już dostawali się w pomalowane to nikt specjalnie im nie przeszkadzał w oddaniu łatwego lay-upu, po części tłumaczy go fakt, że większość punktów zdobyli w kontrataku oraz z pewnością unikał łapania fauli w pierwszej kwarcie, co zamroziłoby go na dalszą część gry. Jednak później zbyt wiele się nie zmieniło. Skupił się głównie na zbieraniu piłek- najwidoczniej nie można mieć dwóch rzeczy na raz. Jego faul na Linie był raczej wyrazem frustracji, a nie sposobem przekazania informacji, że czas łatwych wejść pod kosz się skończył. Chociaż Jeremy uważa inaczej i po meczu powiedział, że było to okazanie ich wzajemnej przyjaźni.

 6 J.R. Smith- dzięki niemu Knicks wygrali pierwszą kwartę, gorący jak nikiel, ale Mike Woodson nie był zadowolony, bo złapał szybkie dwa faule. W drugiej połowie nie był w stanie odzyskać swojego rytmu strzeleckiego, ale jako jeden z niewielu, w zasadzie to dwóch, atakował Rockets wejściami pod kosz.

 2 Steve Novak- nie tylko nieskutecznie, ale kompletnie nieprzydatnie. Jedyne co udało mi się zauważyć to zbiórka w ataku- jedyna w całym spotkaniu!
 4 Pablo Prigioni- w drugiej kwarcie nie popisał się kreatywnością i Rockets uzyskali przewagę, której nie oddali juz do końca. Nie mające znaczenia career-high w ilości zdobytych punktów. Podczas dopełniania formalności odnotował 5 asyst, w istotnym momencie dla losu meczu miał zero.

 3 Kurt Thomas- przebywał na parkiecie w najgorszym ofensywnie momencie dla zespołu, sam spudłował dwukrotnie rzuty osobiste i nie trafił 'swojego jumperka'

 5 James White- a może zamiast 'Flight White', flat white? Równie często jak kawa wbrew celom zastosowania, nie pobudza, a usypia. W obronie poprawnie, a w ataku miał jedno dobre wejście pod kosz.

Player of the Game: James Harden













1 komentarz:

  1. Właśnie!! Dokładnie czuje to samo jeżeli chodzi o naszego rookie Copeland`a. Wyglądało to tak jakby nikt nie chciał mu podać, nie rozumiem tego, gościu rzuca 7 pkt z rzędu, odrabia sam straty do 5 i czeka na pustej pozycji i nikt mu nie chce podać? Następnie JR 2 straty i HOU wali 3 trójki i po meczu w tym momencie juz było.
    Tak jak piszesz Copeland powinien być opcją z ławki, akurat on to udowadnia za każdym razem jak gra, może wygląda to trochę niezgrabnie, ale jest efektywne.
    Super artykuł. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń